Jonas Vingegaard (Jumbo Visma) jest krok od wygrania Tour de France. Zanim jednak peleton dojedzie do mety w Paryżu, Duńczyk już może czuć się moralnym zwycięzcą.
Jeśli ktoś jeszcze zastanawiał się, czemu to Tour de France uważany jest za największy i najbardziej emocjonujący wyścig świata, to w ostatnich dniach otrzymał odpowiedź. Faworyt Tadej Pogacar (UAE Team Emirates) stracił prowadzenie po niesamowitej szarży Vingegaarda, a teraz Duńczyk codziennie odpiera jego ataki. Przy tym wszystkim nie zapomina jednak o najważniejszym – duchu fair play.
Wygrana obiecana córce i partnerce
Pogacar został zaskoczony przez Vingegaarda na 11. etapie i od tamtej pory próbuje się odgryźć, by odzyskać prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Sprawa była jednak bardzo trudna, a skomplikowała się jeszcze mocniej, gdy z wyścigu zaczęli odpadać kolejni jego pomocnicy. Dziś poza trasami Wielkiej Pętli jest już czterech kolarzy UEA Team Emirates, w tym Rafał Majka, który musiał zrezygnować z powodu kontuzji.
Mimo to Pogacar nie odpuszczał i swoich szans szukał na ostatnich górskich etapach. Wygrał w środę, gdy najszybciej przejechał z Saint-Gaudens do Peyragudes, tyle że Duńczyk wpadł na metę tuż za nim. Z kolei dzień później role się odwróciły i to Vingegaard wygrał etap przed Pogacarem, ale już z ponad minutą przewagi i tym samym zdecydowanie umocnił się na pozycji lidera.
– To niesamowite! Rano powiedziałem partnerce i córce, że chcę wygrać dla nich etap, więc jestem dumny i szczęśliwy, że udało mi się to zrealizować – cieszył się na mecie Duńczyk.
Piękne zachowanie lidera
Podczas czwartkowego ścigania doszło do sytuacji, która powinna być pokazywana nie tylko pasjonatom kolarstwa, ale wszystkim sportowcom. Podczas zjazdu Pogacar źle zaatakował jeden z zakrętów i upadł. W tej sytuacji Vingegaard mógł nacisnąć na pedały i pokazać swojemu największemu rywalowi plecy, tymczasem… poczekał na Słoweńca!
– To coś niesamowitego, pięknie się lider zachował – przyznał na antenie Eurosportu Dariusz Baranowski, były świetny polski kolarz.
Z kolei zaraz po etapie Pogacar był jednym z pierwszych, który pogratulował Vingegaardowi zwycięstwa.
„Porozmawiamy za dwa dni”
Dzięki czwartkowej wygranej Duńczyk ma już ponad trzy minuty przewagi nad Słoweńcem, co niemal zapewnia mu wygraną w tegorocznym Tour de France. Do rozegrania zostały bowiem tylko piątkowy płaski etap z Castelnau-Magnoac do Cahors, sobotnia czasówka z Lacapelle-Marival do Rocamadour oraz niedzielny etap przyjaźni ulicami Paryża. Mimo to Vingegaard woli dmuchać na zimne.
– Nie chcę jeszcze mówić o zwycięstwie w Tour de France. Porozmawiamy o tym za dwa dni – podkreślił lider klasyfikacji generalnej.
W niedzielę w ekipie Jumbo Visma zanosi się na większe świętowanie, ponieważ zdecydowanym liderem klasyfikacji punktowej jest inny zawodnik tego zespołu, Wout van Aert, który teraz musi tylko dowieźć zieloną koszulkę do mety w Paryżu. Jakby tego było mało, liderem wśród górali jest Vingegaard, a Pogacar na otarcie łez jedzie w białej koszulce dla najlepszego młodzieżowca. Z kolei najlepszym zespołem na razie jest Ineos Grenadiers.
Panie przygotowują się do startu
Najlepsi zawodnicy świata powoli dojeżdżają do mety w Paryżu, tymczasem do startu w Tour de France Femmes przygotowują się kobiety. Rozpoczną ściganie w niedzielę w stolicy Francji, a zakończą tydzień później na La Planche des Belles Filles.
Start w Tour de France Femmes potwierdziła już Katarzyna Niewiadoma (Canyon-SRAM).
– Liczę na dobry wynik. Przygotowywałam się do tego wyścigu przez pięć tygodni i czuję, że to będzie coś niesamowitego – podkreśliła Polka w rozmowie z Cyclingnews.com.