Zima to taki czas w roku, kiedy każdy szanujący się kolarz szosowy lub użytkownik takiego roweru odwiesza go na hak i wyciąga tak zwany rower zimowy. Oczywiście znam również osoby, które zimę spędzają w ciepłych krajach, oraz takie, które przesiadają się na trenażery i kręcą kilometry w ciepłych, suchych, zamkniętych pomieszczeniach. Niemniej zdecydowana większość wybiera drogę podobną do mojej, czyli zostaje w kraju i stara się aktywnie trenować na dworze.
Od zawsze związany byłem z szosą, uwielbiam ją, a przejechanie 100, 150 czy nawet 200 kilometrów, owszem, jest wymagające, ale nie niemożliwe dla większości osób jeżdżących regularnie. Nie jest to formuła bikepackingowa, ale taki dystans pozwala zwiedzić i zobaczyć bardzo dużo. Typowy szosowiec taki jak ja punkt startu i mety ma w tym samym miejscu, w przeciwieństwie do osób lubujących się w jeździe z tobołkami przed siebie w nieznane i rezerwujących nocleg w ostatniej chwili.
Kolarstwo, a może bardziej uniwersalnie mówiąc, korzystanie z roweru, dzieli się na bardzo wiele grup. Jedną z nich są osoby, które cały rok uskuteczniają jadę w terenie na rowerach idealnie do tego przystosowanych. Zawodnicy specjalizujący się w szybkich technicznych zjazdach to najwyższa półka umiejętności i podejmowania ryzyka, więc pozwólcie, że nie będę tej odmiany testował na sobie. Skupię się dzisiaj na zwykłym kolarstwie MTB – najbardziej przystępnej i chyba najbezpieczniejszej odmianie. Jeśli tylko potrafimy utrzymać w ryzach nasze popędy samodestrukcyjne i nie ryzykujemy nadmiernie tam, gdzie nie potrzeba, rower MTB może dać naprawdę dużo frajdy. Oczywiście zaraz odezwie się grupa szosowych maniaków bijąca rekordy przejechanych kilometrów, i słusznie – na rowerze MTB zbyt wiele kilometrów nie zrobimy. Ale czy to jest najważniejsze? Wydaje mi się, że nie.
Zalety MTB
W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na bardzo bliski kontakt z naturą. Są osoby, które mieszkają w sercu Bieszczad i mają je na wyciągnięcie ręki, jednak dla większości użytkowników rowerów MTB każdy wyjazd to podróż ku lasom i polom. Nawet najbardziej zagorzałe mieszczuchy mające w planach jazdę na góralu swoje myśli kierują ku bezdrożom, a nie miejskim ścieżkom. Jest to raczej oczywiste, że mając rower stworzony do jazdy w terenie, chcemy wykorzystywać jego atuty. Bez wątpienia zaletą górali jest trwałość podzespołów i wytrzymałość kół oraz ramy, więc spokojnie możemy udać się w nieznane. Pomocne jest także specjalne ogumienie, w które rowery MTB są standardowo wyposażane.
Od momentu zakończenia zawodowej kariery, rower MTB wybieram coraz częściej. Zapytacie dlaczego? A ja odpowiem, że jest to mimo wszystko bardzo bezpieczna forma aktywności fizycznej. Moim zdaniem na szosie, którą oczywiście cały czas ubóstwiam (i czekam na wiosnę), istnieje dużo większe ryzyko kolizji czy wypadku. W terenie po kilkunastu lub kilkudziesięciu godzinach pracy nad techniką możemy naprawdę czuć się bezpiecznie. Poza tym MTB to jeden wielki fun, choć sposoby użytkowania standardowego roweru górskiego podzieliłbym na dwie grupy:
1. Osoby, które szukają adrenaliny, zabawy i jazdy w stylu flow. To dla nich budowane są singletracki, dropy, rolki i wysokie bandy na wirażach. Takie osoby wybierają krótszą, ale bardziej dynamiczną aktywność fizyczną. Zajawkę takiej właśnie formy jazdy na rowerze możecie zobaczyć w filmiku, który dla Was przygotowałem.
2. Druga grupa użytkowników rowerów górskich to osoby szukające doznań i przygód. Długodystansowcy z nadmiarem wolnego czasu albo wyrozumiałą drugą połówką pakują do skromnego camelbacka coś do jedzenia i picia i jadą przed siebie, poznając coraz to nowe zakątki bliższej i nieco dalszej okolicy. Taka forma spokojnych wyjazdów idealnie sprawdzi się jako model rodzinnego spędzania wolnego czasu. Pamiętajmy, że do roweru MTB z powodzeniem możemy podpiąć fotelik lub przyczepkę, w których bezpiecznie i komfortowo podróżować będą najmłodsi członkowie rodziny albo zwierzaki.
Niekwestionowaną zaletą jazdy zimą na rowerze z grubszą oponą jest fakt, że nie musimy się tak ciepło ubierać jak na szosę. Dzięki pracy całego ciała lepiej utrzymujemy temperaturę organizmu. Na szosie zaś pozycja jest bardziej podparta i zazwyczaj jest mniej przeróżnych interwałów zmuszających nas do większego wysiłku czy wstania z siodełka. W terenie co chwilę mamy przeszkody – czy to w postaci naturalnych różnic terenu, czy takich sztucznie stworzonych przez człowieka na potrzeby różnych torów i tras rowerowych.
Wady MTB
Niewątpliwie MTB nie jest doskonałą odmianą kolarstwa, bo jak każda z nich ma swoje dobre i złe strony. Co można uznać za wadę jazdy na rowerze MTB lub samego roweru… Większe opory toczenia, ale spowodowane specjalistycznym ogumieniem? Większą wagę wymuszoną przez konstrukcję samego roweru i obciążenia, które musi wytrzymywać? Czy bardziej skomplikowaną konstrukcję zawieszenia przedniego, tylnego i opuszczanej sztycy podsiodłowej, która de facto wpływa pozytywnie na jakość naszej jazdy i doznań? Trudno uznać zalety dobrego roweru górskiego za jego wady, choć tak może to wyglądać w zestawieniu z szosą lub cx. Na pewno na rowerze MTB jeździ się ciężej fizycznie. Waga całego zestawu, otwarta pozycja i szerokie opony powodują, że prawdopodobnie będziemy się bardziej męczyć i w samą jazdę wkładać więcej sił niż na szosie. Bez dwóch zdań na góralu zrobimy mniej kilometrów niż w porównywalnym czasie na rowerze szosowym lub przełajowym. Rowerem MTB nie wybierzemy się raczej na długą szosową wycieczkę, gdyż będzie to bardzo nieprzyjemne wspomnienie mozolnie upływających kilometrów, ciągłego głośnego szumu opon oraz mocnej pracy nóg.
Oczywiście przy większej zajawce na rower górski można taką przygodę śmiało kontynuować przez cały rok. W naszym kraju odbywa się kilka wiodących cykli zawodów właśnie na rowerach MTB i idę o zakład, że każdy z Was dość blisko domu znajdzie kilka ciekawych imprez. Ja na rowerze MTB startuję dość regularnie, traktuję to jako powrót do szkoły i poszerzanie horyzontów. Po tylu latach na szosie nowe umiejętności, doznania i środowisko były mi bardzo potrzebne. Zagraniczne imprezy dla kolarzy górskich też wymiatają – z pulą kilku tysięcy wolnych miejsc wypełnionych niemalże po brzegi, świetną atmosferą i najczęściej niesamowitymi widokami wysokich gór. Tak właśnie wspominam mój start w HERO, o którym możecie przeczytać tutaj: https://welovecycling.skoda.ys-beta.cz/pl/2019/06/25/bartosz-huzarski-jak-zostalem-hero/.
Każdy rodzaj roweru tworzony jest do czegoś innego. Zimą przeważnie używam właśnie roweru górskiego, a uzupełniająco – przełajowego. Lubię tę formę aktywności, mam swoje ulubione ścieżki, na których czuję się pewnie. Opracowany do perfekcji dobór strojów pod panujące za oknem warunki pogodowe pozwala mi zachować komfort podczas każdej jazdy. Zimą moja szosa ląduje na strychu lub tak jak ostatnio wpinam ją w trenażer, z którym staram się zaprzyjaźnić. Każda forma ruchu jest dobra dla naszego zdrowia i samopoczucia, jednak ja zimą uciekam z szosy – nie tylko dlatego, że jest szaro i zimno, ale również dlatego, że dzień jest bardzo krótki, a czas na sport mam po godzinie piętnastej. Umiejętności techniczne, wyprowadzanie roweru z opresji, czasem jazda po błocie, a czasami po śniegu – wszystko to poprawia naszą technikę, co prędzej czy później przyda się również na rowerze szosowym.
Tymczasem szosa czeka na wiosnę.