Nieoświetlony rowerzysta zaczyna być widoczny dopiero z ok. 40 metrów, natomiast oświetlonego można zauważyć już z kilkuset. Jesienią, gdy zmrok zapada wyjątkowo wcześnie, pamiętajmy o oświetleniu. Nie wiesz, na jakie się zdecydować? Oto nasz szybki przegląd lampek.
Na początek przepisy – każdy rower musi być wyposażony w jedno światło pozycyjne przednie barwy jasnej (białej lub żółtej) oraz światła tylne barwy czerwonej. Jedno z nich musi być odblaskowe (o kształcę innym niż trójkąt), drugie pozycyjne.
Światła pozycyjne mogą świecić barwą ciągłą lub migającą. To drugie rozwiązanie lepsze jest jednak w przypadku tylnego światła, ponieważ przednie mocno świecące i migające może utrudniać jazdę pojazdom z naprzeciwka.
Tyle przepisów, teraz możemy przejść do poszukiwania odpowiedniego oświetlenia. Odpowiedniego nie oznacza jednak idealnego dla wszystkich, ponieważ każdemu rowerzyście może pasować inny sposób i rodzaj oświetlenia.
Prądownica, klips, a może opaska?
Jednym z rozwiązań jest oświetlenie na tzw. dynamo. Kiedyś kojarzyło się ono z dziwnym przyrządem przykładanym do ramy koła, ale dziś wygląda zupełnie inaczej. Prądownica zamontowana jest w piaście, jest praktycznie niewidoczna i nie utrudnia jazdy. Przewodem połączona jest z lampkami i tą drogą przekazuje im energię do świecenia. Największym minusem takiego rozwiązania jest fakt, że z powodu takiego dynama rower jest cięższy (o ok. 0,5 kg). Z kolei plusami jest brak potrzeby używania baterii i obawy przed ich niespodziewanym rozładowaniem się.
Jeśli jednak baterie komuś nie przeszkadzają, to pole manewru robi się znacznie większe. Bardzo często używane są światła z montowaniem do roweru, które można jednak łatwo odczepić, bo przytwierdzane są na tzw. klips. To rozwiązanie przydaje się, gdy ciągniemy przyczepkę lub jedziemy z fotelikiem. Wówczas światło tylne zamontowane np. w okolicach siodła jest zasłonięte, więc można je łatwo ściągnąć za pomocą klipsa i przytwierdzić do fotelika czy przyczepki.
Ostatnio na popularności zyskują również oświetlenia jednodiodowe montowane np. na gumowej opasce. Da się je zaczepić niemal wszędzie i choć nie dają takiego światła jak tradycyjne oświetlenie, to jednak po zmierzchu alarmują kierowcę, że zbliża się do rowerzysty.
Na rynku można spotkać również oświetlenie, które wyposażone jest w uchwyt magnetyczny, dzięki czemu można przypiąć je w wiele miejsc – np. do kierownicy, widelca, czy ubrania. Należy pamiętać również, że niektóre lampki nie są zasilane bateriami, ale akumulatorami, które należy ładować co kilkanaście – kilkadziesiąt godzin świecenia, jednak w eksploatacji będą znaczenie tańsze.
Lampka jak latarka
Niewątpliwym plusem ściąganych lampek jest również możliwość wzięcia ich ze sobą np. na spacer. Teraz, gdy już popołudniem się ściemnia, takie rozwiązanie jest bardzo praktyczne. Dodatkowo mocna lampka może pełnić również rolę latarki np. podczas biwaku.
To, co w tym przypadku jest plusem, może jednak okazać się także… minusem. Nie trzeba bowiem mieć bujnej wyobraźni, by wyobrazić sobie, że po spacerze zapominamy wpiąć oświetlenie do roweru, o czym przypominamy sobie dopiero podczas przejażdżki i to dopiero wtedy, gdy robi się już ciemno…
Policja ostrzega
Ceny oświetlenia są bardzo różne. Zależą od firmy, wykonania, mocy światła, designu itd. Mogą one kosztować nawet kilkaset złotych, ale najtańsze dostaniemy nawet za kilka złotych, co nie jest wygórowaną ceną za bezpieczeństwo. Szczególnie, że mandat za niepełne wyposażenie roweru wynosi od 50 aż do 500 zł!
Ważniejsze od pieniędzy są jednak dane podawane przez policję, a mianowicie – po zmroku nieoświetlony rowerzysta ubrany na ciemno widoczny jest dopiero z ok. 40 metrów, a to zdecydowanie za mało na szybką reakcję.
Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl