Słowenia w euforii! Państwo, w którym mieszka niewiele więcej ludzi niż w samej Warszawie, właśnie poczuło się jak kolarska potęga. Słoweniec Tadej Pogacar (UAE Team Emirates) wygrał niedzielny etap, a jego rodak Primoż Roglić (Jumbo-Visma) został liderem klasyfikacji generalnej!
„Słoweńcy biorą wszystko” – zatytułowała relację z dziewiątego etapu oficjalna strona Tour de France i nie ma w tym ani słowa przesady. Pogacar i Roglić końcówkę niedzielnego etapu rozegrali po mistrzowsku, a na mecie dzielił ich tylko błysk szprychy.
Najmocniej napracował się jednak Marc Hirschi (Sunweb). Szwajcar długo ciągnął za sobą cały peleton niczym lokomotywa skład wagonów. Z przodu jechał sam, nie mógł liczyć na zmianę czy choćby wsparcie mentalne. Z czasem rywale zaczęli go jednak dopadać, więc zwolnił, by nabrać sił na finisz. Zagrywka była sprytna, ale nie na tyle, by zwyciężyć. Wycieńczony Szwajcar na metę wpadł jako trzeci.
– Miałem nadzieję na więcej. Dziękuję za wsparcie na trasie i wszystkie wiadomości – napisał Hirschi na Instagramie.
https://www.instagram.com/p/CEzQvMCnasb/?utm_source=ig_web_copy_link
Szampany wystrzeliły za to u Słoweńców, choć mało brakowało, by niedzielny etap zakończył się dla nich niemal katastrofalnie. Podczas walki na górskiej premii Pogacar i Roglić zetknęli się bowiem kołami i o mały włos nie doszło do wywrotki.
– Cieszę się z wygrania etapu, ale cały czas myślę o klasyfikacji generalnej. Chcę być jak najwyżej, bo po to wystartowałem w Tour de France. Oczywiście będę walczył także o zwycięstwa etapowe – podsumował 21-letni Pogacar.
Roglić: – To był szybki i trudny etap. Byliśmy bardzo zmotywowani, aby zdobyć żółtą koszulkę, która jest piękna. Każdy kolarz o niej marzy, to nagroda dla całego zespołu.
Roglić to czwarty lider tegorocznego Tour de France. Pierwszy etap wygrał Alexander Kristoff, a następnie na trzy dni zdetronizował go Julian Alaphilippe. Wielka nadzieja Francuzów żółtą koszulkę lidera straciła w niecodziennych okolicznościach.
Gdy kolarze wjechali na metę piątego etapu, wydawało się jasne, że Alaphilippe utrzyma prowadzenie. Sędziowie byli jednak czujni i zauważyli, że 17 kilometrów przed metą zawodnik Deceuninck – QuickStep otrzymał bidon z wozu serwisowego, tymczasem 20 km przed metą branie w takich okolicznościach czegoś do picia lub jedzenia jest zabronione. Efekt? Alaphilippe otrzymał 20 sekund kary i stracił żółtą koszulkę na rzecz Adama Yatesa. Brytyjczyk jechał w niej przez cztery etapy, ale w niedzielę musiał oddać właśnie Rogliczowi.
We wtorek zawodnicy wracają do ścigania, a przed nimi płaski etap Oleron – Ile de Re (169 km), gdzie będą mogli wykazać się sprinterzy. Górale do gry wejdą znów w niedzielę, gdy Wielka Pętla wjedzie na decydujące etapy, bo już tradycyjnie wszystko rozstrzygnie się w Alpach.
Zakończenie wyścigu 20 września w Paryżu. – Mam nadzieję, że tam również będę miał na sobie żółtą koszulkę – mówi lider klasyfikacji generalnej Primoż Roglić, choć po piętach depcze mu ubiegłoroczny zwycięzca Tour de France – Egan Bernal (Ineos Grenadiers), wspierany przez kolumbijskich kibiców
W klasyfikacji sprinterów (sponsorowanej przez Škodę) prowadzi Peter Sagan (Bora-hansgrohe), wśród górali najlepszy jest Benoit Cosnefroy (AG2R Mondiale), a wśród młodzieżowców Egan Bernal.
Do tej pory kolarze przejechali 1536 km, a do mety na Polach Elizejskich zostało im 1948 km.