- Uparty jak osioł i silny jak wół – mówili o nim rywale. Dzięki tym cechom Firmin Lambot znalazł moc, by w wieku 36 lat wygrać Tour de France. Do dziś nie zrobił tego nikt starszy.
W tym wieku zawodnicy często są już na emeryturze, albo przygotowują sobie miękkie lądowanie po odstawieniu roweru. Lambot o takim rozwiązaniu nie chciał jednak słyszeć. W 1922 r. zadziwił świat.
Wyeksploatowany organizm, mniejsza zdolność regeneracji i większe prawdopodobieństwo kontuzji. Czy 36-letni Belg nie dał się wrzucić do szufladki z tymi wszystkimi dolegliwościami? Zacisnął zęby i dopiął swego.
Jak połączyć 12 godzin w pracy i 50 km na rowerze
Do morderczej walki przygotowywał się od najmłodszych lat. Jako chłopiec, pracował jako rymarz i nie raz musiał zasuwać ponad siły. Dniówka nie miała bowiem 6 czy 8 godzin, ale aż 12. Zaczynał więc o 6 rano, żeby później znaleźć jeszcze czas na trening. W końcu jednak połączył przyjemne z pożytecznym. Do pracy zaczął jeździć na rowerze. A było to bagatela 25 km w jedną stronę.
Tak zahartowany organizm sprawił, że już w wieku 22 lat został mistrzem Belgii. Miał niestety pecha. Wybuchła I wojna światowa, która w CV sportowców zrobiła wyrwę na lata. Lambot w Tour de France zdołał zadebiutować (w 1913 r. i 1914 r. wygrał nawet po etapie), ale na kolejny występ w Wielkiej Pętli musiał czekać do 1919 r.
Przez ten czas jakby magazynował rozpierającą go energię. Uwolnił ją na ostatnich etapach Tour de France 1919, gdy zaatakował Eugene’a Christophe’a. Wyrwał mu triumf na etapach z Metz do Dunkierki oraz z Dunkierki do Paryża.
Lambotowi pomogło jednak szczęście. Na przedostatnim etapie rywalowi pękł widelec, a naprawa zajęła ponad dwie godziny. Zdecydowania za dużo, by liczyć się w walce o zwycięstwo. Co ciekawe, tamten wyścig ukończyło zaledwie 11 zawodników.
Jak zdobyć triumf Tour de France po 222 godzinach i kolizji z psem
Lambot dalej kontynuował dobre występy w Wielkiej Pętli. W 1920 r. wygrał dwa etapy i zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Rok później jego łupem padł jeden etap. Lambot miał już jednak 36 lat. Wydawałoby się, że w 1922 r. jedzie już tylko po to, by pożegnać się z największym wyścigiem świata. Ale tylko się wydawało…
Jego upór połączony z niezwykłą siłą oraz odrobiną szczęścia dały mu drugi triumf w karierze. Belg nie był już na tyle mocny, by wygrywać etapy, ale cały czas jechał równo. Tamten wyścig stworzony był dla wytrzymałych zawodników. Etapy były długie, niektóre miały nawet po blisko 500 km! Łącznie Lambot spędził na rowerze aż 222 godziny. Dla porównania zwycięzca ostatniej Wielkiej Pętli – Egan Bernal – jechał blisko trzy razy krócej, bo przez niespełna 83 godziny!
Lambot znów zaatakował na ostatnich etapach i znów odsadził konkurencję na odcinku Metz – Dunkierka – Paryż. Cały wysiłek poszedłby jednak na marne, gdyby nie szczęście Belga, które było zarazem pechem Hectora Heusghema.
Rodak Lambota jechał w koszulce lidera, ale na trasie uderzył w psa i upadł. W wyniku kolizji uszkodził rower, ale jeden z sędziów pozwolił pożyczyć mu sprzęt od przejeżdżającego nieopodal nauczyciela. Na mecie okazało się jednak, że Heusghem z tego powodu otrzymuje godzinną karę. Strata była nie do odrobienia. Na mecie w Paryżu do Lambota zabrakło mu 43 minut.
36 lat, 4 miesiące i 9 dni
Mimo 36 lat Lambot wystąpił jeszcze w dwóch Wielkich Pętlach. Żadnej nie ukończył. Tym razem to on miał pecha. Przykładowo, 1923 r. uszkodził korbę, a naprawa zajęła trzy godziny. To było zdecydowanie za długo, nazajutrz wycofał się z wyścigu. Rok później również, niestety, nie dotarł do mety. Ostatecznie zdecydował się zakończyć karierę. Ponownie zajął się rymarstwem, otworzył także sklep rowerowy.
Lambot zmarł w 1964 r., mając 78 lat. Do dziś jest najstarszym zwycięzcą Tour de France w historii. Podczas triumfu w 1922 r. miał dokładnie 36 lat, 4 miesiące i 9 dni.