Czym zajmowałaś się, zanim zaczęłaś jeździć?
Od 23 lat pracuję na stanowisku menadżerskim w firmie, która jest producentem i dystrybutorem w branży medycznej i farmaceutycznej. Zarządzam siedmioosobowym zespołem w składzie niezmienionym od wielu lat i wciąż mam tego samego szefa. Mam nienormowany czas pracy, co w rezultacie przekłada się na to, że pracuję o wiele więcej godzin niż osoby na etacie.
Zanim zaczęłam jeździć na rowerze, jako nastolatka przez wiele lat uprawiałam zawodniczo pływanie w sekcji GTS Wisła w Krakowie, a potem byłam przez osiem lat zawodniczką w najstarszym klubie szermierczym w Polsce, Krakowskim Klubie Szermierczym, w sekcji floretu. Niestety jak większość wówczas zawodników zakończyłam czynne uprawianie sportu, gdy rozpoczęłam pracę. Bo trudno nazwać regularnym sportem zimowe wyjazdy na narty lub pływanie na windsurfingu.
To spowodowało, że czułam się przepracowana, zmęczona, jazda samochodem zajmowała mi bardzo dużo czasu w związku z uprawianym zawodem – miałam pod opieką szpitale w pięciu województwach. Czy wiesz, że do dziś przejechałam autem służbowym 1 380 000 km? To nie może się dobrze skończyć dla organizmu.
Stres związany z pracą w branży, w której wszystko opiera się na sprzedaży poprzez postępowania przetargowe, występy publiczne i walkę z konkurencją, oraz ciągłe parcie na coraz lepszy wynik doprowadziły mnie do wypalenia zawodowego. Zaczęłam chorować, straciłam motywację, nie cieszyła mnie praca. Na to wszystko nałożył się mój rozwód z pierwszym mężem.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę tak dalej funkcjonować. Zaczęłam powoli wracać do pełnej sprawności fizycznej i psychicznej. Przypomniałam sobie, że sport dawał mi ukojenie i rozluźnienie. Już w trakcie rozwodu zaczęłam chodzić na bardzo długie spacery po lesie i wróciłam na basen.
Nie było łatwo. Mięśnie były sztywne od chodzenia przez tyle lat na obcasach, uświadomiłam sobie, że nie jestem w stanie zrobić najprostszego skłonu. To mnie przeraziło. Aerobik, regularne jazdy na rolkach i nieśmiałe początki na rowerze MTB (pożyczonym od syna) spowodowały, że poczułam wiatr we włosach. Początki były bardzo trudne. Trzeba znaleźć dużo wewnętrznej motywacji i samodyscypliny, aby zmienić swój rytuał dnia i wyjść poza codzienny schemat.
Ale wiedziałam jedno, i to dało mi motywacje – że zmiana to szansa.
Wiemy, że do jazdy zachęcili Cię mąż i syn, ale opowiedz o tych początkach trochę więcej, jak to się zaczęło?
Zaczęło się od randkowych przejażdżek na rowerze – najpierw wzdłuż rzeki Rudawy, a potem po Lasku Wolskim. Pamiętam, że nie jeździłam jeszcze w pedałach zatrzaskowych, a każdy, kto chociaż raz jechał w normalnych pedałach pod krakowskie ZOO, wie, ile wysiłku trzeba włożyć, aby się tam dostać. Ponieważ nie miałam żadnej techniki zjazdu ani podjazdu, jazda po leśnych stromych ścieżkach sprawiała mi ogromną trudność. Wielokrotnie się wywracałam, podchodziłam, pchając ciężki rower, lub schodziłam z roweru, gdy zjazdy były bardzo strome, kamieniste lub śliskie.
Z zazdrością patrzyłam na męża i syna, że tak łatwo pokonują przeszkody, zjeżdżają po korzeniach i kamieniach. Świetnym powodem do rozpoczęcia jazdy w pedałach zatrzaskowych i nauki jazdy stały się zawody MTB organizowane w 2009 roku w Krakowie, w których wzięłam udział. Emocje związane ze startem przypomniały mi o tym, że kocham rywalizację, że głowa chce, a ciało jeszcze nie potrafi. Ale to jest już punkt zaczepienia dla każdego. W takiej sytuacji jest motywacja, a to połowa sukcesu. Każdą popołudniową wolną chwilę spędzałam na rowerze sama lub z mężem bądź synem i ćwiczyłam technikę jazdy. Najpierw małe przeszkody, zaczęłam od zielonej trasy, potem niebieska, czerwona i czarna. Praca się opłaciła, bo zaczęłam wygrywać w zawodach MTB dla amatorów. To były moje małe zwycięstwa nad moimi słabościami. Do dziś doskonalę naukę jazdy na MTB, bo balans ciałem bardzo pomaga mi w jeździe na rowerze szosowym i sprawia dużo przyjemności.
Kiedy poczułaś, że jazda rowerem może stać się Twoim sposobem na życie i pracą?
Czy czujesz, że to, co robisz, jest Twoją misją?
Przez wiele lat, łącząc pracę na kierowniczym stanowisku z pomaganiem mężowi w sklepie rowerowym, nie miałam bardzo dużo czasu, aby jeździć na rowerze. W 2012 roku dostałam od męża pierwszy rower szosowy i postanowiłam to zmienić. Najpierw zaczęłam jeździć z dziewczynami, które spotykały się regularnie w Krakowie. Niestety były dużo mocniejsze ode mnie i nie zawsze za nimi nadążałam. Przez długi czas jeździłam sama i postanowiłam to zmienić. Powołałam do życia grupę Profidea dla Kobiet i wtedy poczułam, że jazda na rowerze może stać się dla mnie sposobem na życie.
Wspólnie z Karoliną Kukułą, byłą zawodniczką AGH Team, zaczęłyśmy prowadzić wspólne przejażdżki po lesie dla dziewczyn, które chciały nauczyć się techniki jazdy i poczuć siłę grupy. Później dodatkowo zaczęłyśmy jeździć regularnie dwa razy w tygodniu na rowerach szosowych. Dziś nasza grupa liczy kilkadziesiąt kobiet, które regularnie z nami jeżdżą. W poniedziałki jeździ grupa zaawansowana i średnio zaawansowana, a w piątki uczę osoby początkujące.
Organizujemy na terenie Krakowa wspólne treningi szosowe i przejażdżki, przy okazji świetnie się bawiąc i zwiedzając okolice. Poznajemy zasady jazdy w grupie, jazdy „na kole”, jazdy dwójkami tam, gdzie wolno, i sygnalizacji w grupie, która zwiększa bezpieczeństwo jazdy.
Uczymy się techniki podjazdów, zjazdów, wchodzenia w zakręty, a przede wszystkim uczymy jazdy w pedałach zatrzaskowych. Motywujemy, pomagamy, na wszystkich czekamy i każdego dopingujemy.
Zawsze stawiamy na to, aby dziewczyny, które jeżdżą z nami, czuły się zaopiekowane i pytały o wszystko. Jako bikefitterka wiem, jak pomóc dziewczynom i im doradzić. Dziś oddaję to, co otrzymałam od innych. Wszystko, co robię w Profidea dla Kobiet, jest non-profit. Nie pobieram opłat za treningi. Dla mnie największą nagrodą jest patrzenie, jak dziewczyny rozwijają się, nabierają pewności siebie, pokonują kolejne kilometry, są zdziwione, że przejechały 100 km. Tak działa grupa. To magia grupy. Ich szczere uśmiechy, energia, zaangażowanie to nagroda, którą otrzymuję za każdym razem, gdy się widzimy. Dziś po trzech latach prowadzenia grupy mamy grono kilkuset osób w całej Polsce. Z każdym dniem przybywa coraz więcej chętnych. Dziś dziewczyny startują w zawodach i zaczynają wygrywać. Jestem przekonana, że jeszcze wiele kobiet do nas dołączy, bo wyznajemy zdrową maksymę „Nieważne jak szybko, nieważne, jak daleko, ważne, że razem”.
Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Obecnie staram się połączyć pracę jako menadżer z pomocą mężowi w organizacji Przestrzeni Spotkań Kolarskich, jaką jest pierwsze w Polsce Profidea BMC Lab. Kontakt z osobami, które chcą kupić wymarzony rower, sprawia mi ogromną przyjemność. Rozmowa o wspólnych pasjach i dzielenie się nimi w praktyce łączy ludzi różnych zawodów i o różnym poziomie wykształcenia. Kocham taki rowerowy networking. Poznawanie nowych ludzi i pomaganie im w dokonywaniu wyborów to jest prawdziwa satysfakcja.
Wspólnie z mężem jesteśmy bikefitterami, opieramy naszą wiedzę na podstawach anatomii, biomechaniki, fizjoterapii i doskonałej metodyki, której uczyliśmy się wiele lat. Dziś jesteśmy jednymi z najbardziej utytułowanych bikefitterów w Polsce. Kształciliśmy się na kursach w Polsce, Czechach, Niemczech i Austrii. Jesteśmy wciąż na bieżąco z tym, na czym jeżdżą zawodnicy, i z wszystkimi nowinkami pojawiającymi się na rynku rowerowym. Jest to nasza pasja, misja i sposób na życie.
Uwielbiam dzielić się swoją wiedzą, piszę do gazet branżowych. Na stałe współpracuję z magazynem „Bikeboard”.
Czy według Ciebie każdy – bez względu na wiek, kondycję itp. – może zacząć jeździć na rowerze?
Oczywiście. A z najnowszych badań agencji badania rynku i opinii ARC wynika, że na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat trzykrotnie wzrósł odsetek osób uprawiających sport. Dziś sport porównywalnie uprawiają zarówno kobiety, jak i mężczyźni. W całej populacji 38% wybierze rower, 30% – bieganie, a 18% woli siłownię i ćwiczenia aerobowe. W zależności od grupy wiekowej te procenty się zmieniają. Im jesteśmy starsi, tym chętniej sięgamy po rower, nordic walking i spacery. Dlaczego? Bo to są dyscypliny, które w przeciwieństwie do biegania nie obciążają tak bardzo naszych stawów kolanowych i skokowych, a wydajnie podnoszą kondycję i mogą je uprawiać wszyscy bez względu na wiek.
Jazda na rowerze wymaga stosunkowo ograniczonego zakresu ruchu stawów: około 40 stopni w biodrach (pełny zakres ruchu w biodrze to 115–125 stopni), 70 stopni w stawie kolanowym (na 135–145 stopni pełnego zakresu) i 30 stopni w kostkach (na 65–75 stopni). Dlatego jazdę na rowerze tak lubią pacjenci podczas rehabilitacji po kontuzjach w innych sportach. Rower „przepisuje się” dla osób z problemami kardiologicznymi dla poprawy ogólnej kondycji. Rozsądna jazda na rowerze powoduje, że staje on się „maszyną zdrowia”. Oznacza to, że jeżeli trzymamy się kilku prostych zasad, to możemy cieszyć się komfortową i bezpieczną jazdą.
- Gdy kupujesz rower, poproś o odpowiedni dobór ramy i komponentów.
- Poproś o usługę dopasowania pozycji na rowerze tak, aby siedzieć na określonej wysokości (zbyt niska pozycji za mocno obciąża stawy kolanowe).
- Zamontuj światła, zawsze zakładaj kask, stawiaj na bezpieczeństwo.
- Zaczynaj od tras z małym natężeniem ruchu, najlepiej od leśnych ścieżek i ścieżek rowerowych.
- Zwiększaj stopniowo odległości i tempo.
- Nie zapomnij porozciągać się po jeździe, stretching zawsze sprzyja kondycji naszych mięśni i regeneracji.
- Fajnie, jak zaangażujesz całą rodzinę we wspólne przejażdżki, nic tak nie scala rodziny jak umorusani, spoceni, ale szczęśliwi rodzice J
Wszyscy wiemy, że rower ma wiele zalet, ale Twoim zdaniem jakie są te najważniejsze?
Sport, a w tym i jazda na rowerze, jest takim czynnikiem, który wpływa na zwiększenie naszej odporności na stres i zwiększa naszą pewność siebie. Wysiłek fizyczny nie tylko wpływa na poprawę ogólnego stanu zdrowia, ale przynosi odprężenie, dodaje energii i poprawia nastrój. Lepiej radzimy sobie ze stresem, bo ruch wpływa na prawidłowe funkcjonowanie naszego mózgu, zwiększa sprawność intelektualną i koncentrację. Łatwiej nam zapanować nad napięciem, bo potrafimy kontrolować podwyższone tętno, szybsze bicie serca i naszą wydolnością tlenową. Uprawiając regularnie sport, ćwiczymy te zdolności i przesuwamy progi naszych możliwości. Jazda na rowerze znacznie podnosi odporność na infekcje, co oznacza, że mniej chorujemy.
Czy sport odciąga nas od pracy? Wymagające treningi sportowe to przede wszystkim znacznie lepsze planowanie dnia w pracy i w życiu osobistym. Aby zyskać czas dla siebie, działamy sprawniej i mamy lepszą motywację, bo cel jest jasno określony. Podnosi się nasza samoocena, bo pokonujemy kolejne wyzwania i widzimy, że bijemy za każdym razem nasze małe, własne rekordy. Pamiętamy na przykład, że kiedyś mogliśmy przejechać na rowerze 20 km i byliśmy z tego dumni. Do dziś wspominam, jaka byłam zachwycona, gdy dojechałam do tablicy „Koniec Krakowa”. Obecnie tę tablice zostawiamy daleko w tyle i robimy 50 i więcej kilometrów. To podnosi samoocenę, a to z kolei obniża stres.
Strategie, które wypracowujemy w sporcie, przekładają się na sposób podejścia do projektów w pracy i w życiu osobistym. W efekcie końcowym zyskuje na tym nasz pracodawca. Jesteśmy uśmiechnięci, pomocni, zadowoleni i potrafimy motywować innych do większego wysiłku. Szukamy chętniej rozwiązań i wiemy, że zdanie „nie dam rady” to tylko stan umysłu! Gdy uprawiamy sport, lepiej budujemy relacje z ludźmi (networking). A samodyscyplina i lojalność to te wartości, które cenimy w pracy i w sporcie najbardziej. Zwiększa się nasza samokontrola, rośnie siła woli, wytrwałość, potrafimy podejmować coraz większy wysiłek i nie chodzimy na skróty.
Jak zachęciłabyś do jazdy kogoś, kto chciałby zacząć przygodę z rowerem, ale brakuje mu wystarczającej motywacji?
Najczęściej nasza motywacja wzrasta, gdy coś niedobrego wydarza się w naszym życiu. Wiem, że najtrudniej dla każdego, kto chce zacząć, jest wyprowadzić rower z piwnicy. Uważam, że żyjemy za krótko, aby mieć beznadziejne życie. Bo sami jesteśmy kreatorami takiej sytuacji. Czy to będzie rower, czy wędkowanie, w zasadzie nie ma to znaczenia. Każdy z nas musi znaleźć własny sposób na spędzanie czasu i regenerację. Ważne, aby robić to z chęcią i regularnie. Motywować mogę tylko własnym przykładem, ale decyzja należy do Was, bo to Wy odpowiadacie za jakość swojego życia.
Czy Twoim zdaniem każdy może zostać bikefluencerem?
Każdy z nas może stać się #bikefluencerem w swojej małej społeczności. Dla rodziny, sąsiadów, kolegów w pracy.
Czego do tego potrzebujesz? Poza rowerem – własnego entuzjazmu, który udzieli się innym. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak nasze samopoczucie wpływa na osoby znajdujące się w naszym najbliższym otoczeniu. Jeżeli będziesz szczęśliwy, uśmiechnięty, życzliwy dla innych, to tacy będą ludzie dla Ciebie. Co ryzykujesz?