Przy takiej pogodzie trudno z domu nos wychylić, tymczasem oni mieli do pokonania 261 kilometrów. W paskudnych warunkach niespodziewanie mistrzem świata w wyścigu ze startu wspólnego został Mads Pedersen. Zawodów nie ukończył żaden z Polaków.
W taką pogodę na rower wsiadają tylko najtwardsi kolarze lub ci, którzy… walczą o mistrzostwo świata. W Yorkshire pogoda była tak deszczowa, że spotkanie przy trasie kibica bez parasola lub peleryny było równie prawdopodobne jak spotkanie yeti.
Kraksy, wywrotki, obicia
Lało niemal cały czas, więc na trasie tworzyły się kałuże, które z czasem zaczynały przypominać wielkością oczka wodne. Z tego powodu zmieniono też trasę, bo – choć trudno w to uwierzyć – były miejsce, gdzie pogoda była jeszcze gorsza, więc organizatorzy postanowili je ominąć.
Na trasie działy się rzeczy, które zawodnicy nazywają kolarskim armagedonem. Kraksy, wywrotki, bolesne obicia, wymiany rowerów, praca serwisantów – to wszystko trwało niemal cały wyścig.
W takich warunkach fatalnie czuli się Polacy. Maciej Bodnar, Michał Gołaś, Rafał Majka, Łukasz Owsian, Paweł Poljański i Łukasz Wiśniowski nie dotarli do mety.
– Samo ukończenie wyścigu nie miało większego znaczenia. To są mistrzostwa świata i tu jedzie się po wynik, a nie po to, by tylko dotrzeć do mety. Pewnie gdyby zacisnęli zęby, to dotarliby do końca, lecz nie było sensu tracić sił szczególnie w tak trudnych warunkach. Do mety dojechali tylko ci, którzy najlepiej sobie poradzili – mówił Dariusz Baranowski, ekspert Eurosportu w rozmowie z oficjalną stroną tej stacji.
Nadludzkie siły
Przy takiej pogodzie można było spodziewać się niespodzianki, ale wyścig zakończył się niemal sensacją. W finałowym odjeździe znaleźli się Stefan Kung, Matteo Trentin i właśnie Pedersen. Na zwycięzcę morderczego sprintu typowany był Trentin, który uważany jest za specjalistę od takich wyczynów. Włoch rzeczywiście zaatakował jako pierwszy, ale przed metą zza jego pleców wyskoczył Duńczyk.
– Wydało się, że Trentin jest bezwzględnym faworytem, ale Pedersen pokonał go jakimiś nadprzyrodzonymi siłami i po raz pierwszy Duńczyk został mistrzem świata – dziwili się komentatorzy Eurosportu.
Pedersen: – Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. To coś niesamowitego… Miałem nadzieję, że jak zobaczę końcową linię, to zapomnę o bólu oraz zmęczeniu i dam z siebie wszystko. Sześć i pół godziny na rowerze to sporo, ale wykrzesałem z siebie siły na finisz. Do tego dochodziła jeszcze ciągła koncentracja, bo w takich warunkach pogodowych cały czas trzeba być skupionym.
Łzy szczęścia
Z kolei tytuł mistrza świata w jeździe na czas obronił Rohan Dennis. Patrząc na jego wzruszenie można zastanawiać się, czy to zwycięstwo nie smakowało Australijczykowi jeszcze lepiej niż przed rokiem
Drugie miejsce zajął Belg Remco Evenepoel, trzecie Włoch Filippo Ganna, a najlepszy z Polaków – Maciej Bodnar – był 20.
Mistrzynią świata kobiet ze startu wspólnego została Holenderka Annemiek van Vleuten, a w jeździe na czas amerykanka Chloe Dygert.