To było bolesne jak kraksa, złapanie gumy, zerwanie łańcucha i wszystkie kolarskie plagi razem wzięte. Julian Alaphilippe przez dwa tygodnie był najszczęśliwszym zawodnikiem na świecie, ale wystarczył jeden etap, by cały wysiłek poszedł na marne. Na pocieszenie wybrano go najaktywniejszym kolarzem tegorocznego Tour de France.
Wyobraźcie sobie, że zajmujecie się daną dyscypliną przez lata. Trenujecie niemal codziennie i podporządkowujecie temu całe życie: rezygnujecie z normalnych wakacji, znosicie rozłąkę z najbliższymi, ściśle trzymacie się diety i… czekacie na efekty. Aż tu nagle są, po latach przychodzą!
Jesteście na najlepszej drodze do sukcesu, trąbią o Was w telewizji, kciuki trzymają miliony rodaków. Już jesteście przy końcu, już niemal widzicie metę i nagle bum! Wszystko na nic, konkurencja wciąga was na ostatniej prostej i zamiast pierwszego miejsca, zajmujecie piąte, o którym za kilka tygodni nikt już nie będzie pamiętał.
Widzicie to przed oczami? W takim razie widzicie dokładnie to samo, co teraz Julian Alaphilippe.
„To było coś wyjątkowego”
Wygrał dwa etapy, a w czternastu (!) jechał w żółtej koszulce lidera. W tegorocznym Tour de France prowadził niemal od samego początku aż do ostatniego weekendu, w którym wszystko miało się rozstrzygnąć. Francuzi szaleli na jego punkcie: krzyczeli przed telewizorami, ustawiali się wzdłuż trasy w żółtych koszulkach i czapeczkach, a dziennikarze pytali: „Czy wytrzyma?!”.
Nie wytrzymał, a w otchłań peletonu zepchnął go największy skarb Tour de France, czyli Alpy. To tutaj rok wcześniej Alaphilippe przypieczętował zwycięstwo w klasyfikacji górskiej, a w tegorocznej edycji został brutalnie sprowadzonym na ziemię przez Egana Bernala i Gerainta Thomasa. Koszmar!
– Noszenie żółtej koszulki przez tak długi czas było czymś wyjątkowym. Nigdy nawet nie marzyłem, że będę jej bronił w taki sposób! Codziennie motywowałem się do wielkiego wysiłku, ale w końcu nie dałem rady. Dziękuję kibicom. Niestety, ale nie mam dla nich żadnego wytłumaczenia – mówił Alaphilippe po morderczym wdrapaniu się na Col d’Iseran.
Po tym etapie był jeszcze drugi, ale na kolejnym rywale nie mieli dla niego litości i Francuz nie załapał się nawet na podium, kończąc wyścig na piątym miejscu.
Mimo to kibice mieli okazję podziękować mu na Polach Elizejskich, bo Alaphilippe został uznany najaktywniejszym zawodnikiem Wielkiej Pętli. W przypadku tego wyróżnienia nie prowadzi się klasyfikacji (tak jak punktowej czy górskiej), tylko decyzja należy do organizatorów Tour de France. Można przypuszczać, że ta została podjęta jednogłośnie, bo Alaphilippe walczył długo i pięknie.
– Zasłużył jak nikt inny, by wejść na podium na Polach Elizejskich. Ta nagroda jest dla niego i dla całej Francji – podkreślał Dariusz Baranowski, który ceremonię zakończenia komentował w Eurosporcie.
34 lata oczekiwań
Porażka Alaphillipe była dla gospodarzy tym bardziej bolesna, że z powodu kontuzji z wyścigu musiał wycofać się Thibaut Pinot, inny Francuz, który miał szansę na triumf. Z kolei Romaina Bardeta (drugie i trzecie miejsce w poprzednich edycjach Tour de France) stać było na wygranie klasyfikacji górskiej, ale w generalnej był dopiero 15.
To oznacza, że Francja na zwycięzcę Wielkiej Pętli czeka już 34 lata i poczeka jeszcze przynajmniej rok. Ostatnim francuskim triumfatorem był legendarny Berbard Hinault, a stało się to w 1985 roku.