To nie tylko najlepszy sprinter tegorocznego Tour de France. Ba, to nawet nie najlepszy sprinter naszych czasów. Peter Sagan właśnie został najlepszym sprinterem w 116-letni historii Wielkiej Pętli! Słowak zieloną koszulkę, sponsorowaną przez ŠKODĘ, wygrał po raz siódmy!
„To już robi się nudne. Niech powalczy o klasyfikację generalną” – piszą na forach kibice, którzy są mu niezbyt przychylni. Ale nawet oni muszą przyznać, że żyją w czasach kolarskiego fenomenu, który właśnie zapisał piękną kartę w historii tej dyscypliny. I co więcej – Sagan na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa!
– Jestem bardzo szczęśliwy, że siódmy raz wygrałem klasyfikację punktową. Pamiętam, że moja pierwsza zielona koszulka była zaskoczeniem, ale po wygraniu kolejnej było już łatwiej. Co roku przyjeżdżam na Tour de France, by dawać z siebie wszystko – podkreślał 29-letni Słowak po zakończeniu tegorocznej Wielkiej Pętli.
Tak wygląda kolarski karnawał
Urodził się w Żylinie, 40 km od Polski. Jak większość słowackich dzieciaków mógł próbować gry w hokeja na lodzie lub piłkę nożną, ale od zawsze pociągał go rower. Najpierw górski, później szosowy.
Jako młody chłopak startował w tenisówkach, przydużym podkoszulku, a pierwszy wyścig wygrał na rowerze pożyczonym od siostry. Od 10 lat nie ma już jednak najmniejszych problemów ze sprzętem, bo przeszedł na zawodowstwo, a dziś z otwartymi rękami przyjęłaby go każda z najpotężniejszych drużyn świata.
No może niektóre by się zawahały, bo Sagan gwarantuje nie tylko najwyższy światowy poziom, ale także doprowadza do sytuacji, które szefom ekip nawet nie przyszłyby do głowy. Przykład? Kilka lat temu na podium uszczypnął hostessę w pośladek, a przed dwoma laty został wykluczony z Tour de France za uderzenie łokciem Marka Cavendisha. W 2016 r. chwilowo znudziło mu się za to ściganie na szosie, więc postanowił przesiąść się na rower MTB i wystartować w… igrzyskach olimpijskich.
W tym roku Słowak nie wykręcił żadnego kontrowersyjnego numeru, ale pokazał, że Tour de France to momentami kolarski karnawał, a nie nieustająca walka na śmierć i życie. Podczas jednego z etapów, jadąc na rowerze, podpisywał fanom swoją książkę, a na etapie przyjaźni – ku zdziwieniu zawodników Team Ineos – postanowił „podpiąć” się pod ich pamiątkowe zdjęcie podczas świętowania zdobycia pierwszego (Egan Bernal) i drugiego (Geraint Thomas) miejsca w klasyfikacji generalnej. – Oto cały Peter Sagan – uśmiechali się eksperci Eurosportu.
Słowak też miał swoje pięć minut i to na Polach Elizejskich. Zaprezentował się na nich po raz siódmy (wygrał niemal wszystkie klasyfikacje punktowe w latach 2012 – 2019, oprócz tej w 2017 r., gdy został wykluczony) i tym samym mógł śmiało powiedzieć: „To ja jestem najlepszym sprinterem w historii Tour de France!”.
Wcześniej o ten tytuł bił się z Niemcem Erikiem Zabelem, który zieloną koszulkę zakładał w latach 1996 – 2001. Teraz jednak już nikt nie może mieć wątpliwości, kto w tym pojedynku jest górą.
Jest pasja, są zwycięstwa
Co więcej, w tym roku Sagan wygrał 12. etap w historii swoich występów w Wielkiej Pętli, co ceni niemal równie wysoko jak zieloną koszulkę.
– Jeżdżę z pasją, a wtedy zwycięstwa same przychodzą – podkreśla Słowak. – Wygrana etapowa była dla mnie bardzo ważna, ale cieszyłem się również ze… skrócenia górskich odcinków. Dzięki temu poczułem wielką ulgę i na mecie w Paryżu było mi naprawdę świetnie – uśmiechał się Słowak, który na koncie ma już zaliczonych 151 etapów Tour de France, w których uzbierał kosmiczną liczbę 3006 punktów!