Wielka kraksa, wielkie emocje i wielka niespodzianka – dwa dni wystarczyły, by Tour de France zaserwował wszystko, czym zasłużył sobie na miano największego wyścigu świata! Szampany wystrzeliły w Jumbo-Visma, choć w czołówce jest też polski akcent.
Jeśli tak smakowała przystawka, to deserem będzie musiał być creme brulee, zwany arystokracją francuskiej kuchni. Dziś Wielka Pętla już opuszcza Belgię, ale jedno jest pewne – etapy rozgrywane w okolicach Brukseli zapiszą się złotymi literami w tegorocznej edycji Tour de France.
– Belgia żyje kolarstwem i widać to na każdym kroku. Ludzie kochają ten sport, a otwarcie 106. Wielkiej Pętli było wspaniałe – przyznał Dariusz Baranowski, niegdyś świetny polski kolarz, a dziś komentator Eurosportu.
Jeśli tak twierdzi niezależny ekspert, to co mają powiedzieć kibice zespołu Jumbo-Visma? Na pierwszym i drugim etapie kolarze holenderskiej grupy nie brali jeńców i zgarnęli niemal wszystko, co było do zgarnięcia!
Sensacja o grubość opony
Otwarcie wygrał Mike Teunissen, choć walka była tak zażarta, że jeszcze dobre dwie minuty po zakończeniu wyścigu nie było oficjalnie wiadomo, kto jako pierwszy przeciął linię mety.
Najpierw jednak doszło do kraksy, która zniweczyła ciężką pracę wielu kolarzy. Upadek jednego z zawodników rozbił peleton i było już wiadomo, że walkę o wygraną stoczy ok. 50 kolarzy.
Faworytem był Petr Sagan (Bora-Hansgrohe), który świetnie finiszuje, ale tym razem Słowak dał się przechytrzyć Teunissenowi, na zwycięstwo którego przed wyścigiem stawiali pewnie tylko rodzina i znajomi.
– No to mamy pierwszą sensację, Sagan nie dał rady! Holender wygrał o grubość opony, może troszkę więcej. To jego największy sukces w karierze – zachwycali się eksperci Eurosportu.
„Zaczęliśmy fruwać”
Dzień później nazwa Jumbo-Visma znów była na ustach milionów ludzi na całym świecie, bo podczas drużynowej jazdy na czas holenderska ekipa zaprezentowała się jak drużyna z innej planety, do tego napędzana kosmicznym paliwem. Wygrała aż z 20-sekundową przewagą nad Ineos, uznawanym za najmocniejszy team na świecie.
– W takiej rywalizacji emocje są niesamowite, bo żaden zawodnik nie chce zawieść zespołu, więc dzień przed wyścigiem z nerwów trudno nawet zasnąć – zdradzał kulisy Baranowski, który również był pod wrażeniem jazdy Jumbo-Visma.
– Zniszczyli rywali, rozwalili system. Przepaść była ogromna, to różnica niemal klasy – przyznał.
Teunissen: – Pierwszego dnia spełniliśmy marzenia, a nazajutrz udało nam się to powtórzyć. W pewnym momencie dostaliśmy wiadomość, że jesteśmy najszybsi, więc uwierzyliśmy w siebie i zaczęliśmy niemal fruwać. Wygrana w Tour de France i żółta koszulka lidera to coś wyjątkowego.
Polski akcent w czerwone grochy
Powody do zadowolenia może mieć też polska grupa CCC. W drużynówce zajęli dobrą siódmą pozycję, a lider zespołu – Greg Van Avermaet – jedzie w białej koszulce w czerwone grochy, która zarezerwowana jest dla najlepszego zawodnika w klasyfikacji górskiej.
– Zanotowaliśmy bardzo dobry pierwszy weekend Tour de France i mam nadzieje, że uda się to kontynuować – podkreśla Avermaet.
Dziś peleton wjedzie do Francji i jeśli lider CCC planuje zachować koszulkę najlepszego górala, to będzie musiał się sporo napocić, bo na trzecim etapie zlokalizowane są cztery premie górskie. Także finisz odbędzie się pod górę, więc można spodziewać się ciekawych rozstrzygnięć.
Etap zaczyna się w belgijskim Binche, ale po ok. 100 kilometrach przecina granicę i wjeżdża do Francji. Meta zlokalizowana jest w Epernay, trasa liczy łącznie 215 km.
– Stres minął, więc teraz zawodnicy wejdą na wysokie obroty. Każdy skoncentruje się na swoich zadaniach – uważa Baranowski.