Niewiele profesji może się poszczycić taką subkulturą jak kurierzy rowerowi. Biorąc pod uwagę ich niecodzienne wyścigi bocznymi uliczkami, należy stwierdzić, że ta grupa ma nie tylko ogromny zapas mocy w nogach, ale również interesującą historię. Joshua Weltzner, współzałożyciel firmy Samurai Messenger Service, jest jej członkiem. Prowadzi firmę, która obsługuje większą część Nowego Jorku – ziemię obiecaną kurierów rowerowych. U kogóż innego więc zasięgnąć wiedzy o tej społeczności, jak nie u niego?
Skąd pomysł na nazwę Samurai Messenger Service? Jak to się zaczęło?
Wydaje mi się, że prawie wszyscy wiedzą, że samuraje byli feudałami w starożytnej Japonii, ale mniej znanym faktem jest to, że samo słowo samuraj oznacza w wolnym tłumaczeniu po japońsku „ci, którzy służą”. Gałąź kurierska jest usługą – więc kiedy zaczynaliśmy z tą nazwą, wszystko do siebie pasowało. W świecie „Błyskawic”, „Szybkich”, „Natychmiastowych” i „Ekspresowych” bycie „Samurajem” było łatwym sposobem na wyróżnienie się z tłumu.
Firma została założona przez Breta Jergensena, Daniela Gordona, Setha Johnsona i mnie w 2009 roku. Razem pracowaliśmy jako kurierzy w sześciu różnych miastach, a nasze wspólne zsumowane doświadczenie wynosi 35 lat.
Widzieliśmy, jak ten sektor nastawiał pracowników przeciwko sobie, jak wyścig szczurów prowadził do drastycznego obniżenia stawek, wykorzystywania ludzi i ogólnych koszmarnych warunków pracy.
Tak naprawdę nie mieliśmy planów poza przyświecającym nam hasłem: „Radzić sobie lepiej”.
Inspirując się tą myślą, udało nam się uciec od wielu utartych przyzwyczajeń tego biznesu: zatrudniliśmy na stałe kurierów, zaoferowaliśmy udział w zyskach i zagwarantowaliśmy stawkę minimalną. Podziałało! Cały czas rośniemy – z czterech gości z dwoma telefonami zmieniliśmy się w pełnoetatową załogę prawie 20 ludzi pracujących ze sobą całe dnie.
Zawsze jest ciężko, są nowe wyzwania… Ale równie dobrze można powiedzieć, że zawsze jest ekscytująco, prawda?
Kurierzy rowerowi są często utożsamiani z nowoczesną kulturą hipsterską i brodatymi typami w modnych ubraniach na rowerach bez wolnobiegów, którzy trzęsą półświatkiem dwukołowych pojazdów. Ten obraz rozprzestrzenił się już na tyle, że dzisiejsi producenci rowerów i ubrań na rower oferują produkty dla amatorów bazujące na subkulturze kurierów. Pomijając jednak mity i niedopowiedzenia – powiedz, czy rzeczywiście można mówić o subkulturze kurierów? Jeśli tak, czy mógłbyś ją zdefiniować swoimi słowami?
Oczywiście, że taka subkultura istnieje. Kręci się wokół zawodu, który przyciąga określony rodzaj osób – z dużą tolerancją na ból, ekstremalne temperatury i ogromne ilości różnych bzdur i problemów. Bycie kurierem jest pracą, którą prawie każdy może wykonywać, ale niewiele osób może ją wykonywać faktycznie dobrze.
Przez większość czasu to samotna praca. Spotkania po godzinach są często jedyną porą, gdy kurierzy przebywają ze sobą (pomijając długie, smutne godziny w centralach i pomieszczeniach z przesyłkami). Te godziny spędzone przy barze po pracy były tym, co zapoczątkowało wyścigi uliczne, a one z kolei dały początek Mistrzostwom Kurierów!
Te zamknięte symulacje kursów odbywają się corocznie, za każdym razem w innym miejscu. W tym roku 23. European Cycle Messenger Championship (ECMC) odbyły się w Szczecinie w Polsce, 20. North American Cycle Courier Championship (NACCC) – w Filadelfii, a 26. Cycle Messenger World Championship – w łotewskiej Rydze.
Te wydarzenia są poważnymi zawodami, z wieloma dyscyplinami rowerowymi, ale nie brakuje również spotkań rodzinnych, hucznych imprez i zwiedzania. Miasta goszczące kurierów są otwarte na przybyszy z całego świata, którzy mają okazję przekonać się nie tylko o tym, jak się jeździ w nowym miejscu, ale gdzie i co się pije po godzinach! To nie do końca turystyka – po prostu poznajesz tę pracę z perspektywy kogoś, kto wykonuje ją w innym miejscu.
Myślę, że żadna inna grupa zawodowa nie ma niczego podobnego.
Nagły i masywny przyrost internetowych transferów dokumentów na początku tego millennium źle wpłynął na ten biznes w miastach pokroju Nowego Jorku. Jak sprawy mają się obecnie?
Tak długo jak nie ma teleporterów i replikatorów, każde miasto – większe lub mniejsze – będzie zawsze potrzebować usługi transportu rzeczy z miejsca na miejsce. Może i nie musimy już przewozić papierów, ale inne rzeczy na pewno.
Jeżeli świat nie stanie się nagle cierpliwy i czekanie na ciężarówkę dostawczą będzie w porządku, kurierzy rowerowi zawsze będą zdolni do zapewnienia usług zarówno firmom, jak i wszystkim chętnym ludziom. Dziennikarze ogłaszają koniec kurierów rowerowych już od ponad 30 lat. Faksy nas nie zabiły, e-maile też nie. Internetowi się nie udało. Premium Rush poległ.
Przeczytałem niedawno, że kurierzy, którzy nie przewożą jedzenia, są ginącym gatunkiem, skamieliną miejską bez swojego miejsca w mieście i świecie elektronicznej komunikacji. Ktokolwiek tak twierdził, najwyraźniej zapomniał o rzeczywistych przemianach następujących obecnie w miastach. Ruch gęstnieje. Ludzie zamawiają coraz więcej rzeczy. Wszyscy chcą coraz szybszych dostaw. Te warunki nie są możliwe do zrealizowania z vanem, ciężarówką bądź samochodem.
Rower – a zwłaszcza taki przystosowany do przewożenia rzeczy – jest niezbędny, jeśli chcemy dalej funkcjonować w gęstwinie miejskich warunków.
Słychać często narzekania, że kurierzy rowerowi są szalonymi miejskimi piratami drogowymi. Zgodziłbyś się z tym? Czy szybkość jest najważniejsza w tej pracy?
Nie można się bardziej pomylić! Ile paczek dostarczysz, leżąc w ambulansie? Albo na oddziale ratunkowym? Kuląc się na łóżku ze złamanym piszczelem? Dobry kurier rowerowy jest zawsze godny zaufania, a tylko czasem szybki. Jazda z zawrotną prędkością to niekoniecznie stała część tej pracy. Robienie średnio od 320 do 400 km tygodniowo jest pełne niebezpieczeństw: piesi poza przejściem gapiący się w swoje komórki, taksówki przecinające pięć pasów jednocześnie przy 65 km/h, aby zdobyć kurs, otwierające się z każdej strony drzwi, policja, konie, niedoświadczeni kolarze albo koszmarny chodnik, który tylko na nas czyha… Można wymieniać bez końca.
Podsumowując, jazda po Nowym Jorku obfituje w wyzwania, a mało jest miejsc, w których można dać odpocząć nogom. Bezpieczeństwo polega często na agresywniejszej jeździe. Jadąc z samego boku pasa, narażamy się na uderzenie drzwiami lub bycie uderzonym przez kogoś, kto nie powinien się tam znaleźć.
Bycie dobrym miejskim rowerzystą może wyglądać dziwnie dla outsiderów, lecz prawda jest taka, że najbezpieczniej jest na środku pasa. Miasto zbudowało wiele ścieżek rowerowych w ciągu ostatniej dekady. Niektóre z nich są w gruncie rzeczy doskonałym uzupełnieniem, ale niektóre jedynie przedłużeniem chodnika. Jeśli wiesz, gdzie i jak się poruszać, przebijesz się przez korki szybciej niż posługując się jakimiś gadżetami dla kolarzy.
Joshua, masz tyle lat doświadczenia w jeździe po największym i najbardziej zaludnionym skupisku miejskim na Ziemi – czy mógłbyś dać pięć rad na to, jak jeździć bezpiecznie w takim miejscu?
I Rozmiar
Nawet na ścieżce rowerowej udawaj że jesteś 10 razy większy niż w rzeczywistości. Nie chowaj się z boku. Jedź samym środkiem. Każda ilość przestrzeni przeznaczona dla roweru jest twoją przestrzenią. Nie dziel jej z samochodem. Inaczej bardzo łatwo będzie cię uderzyć, ściągnąć na bok, drasnąć itp. To coś więcej niż defensywna jazda – to wręcz przejście do ofensywy. Nie mylmy tego jednak z bardzo agresywną jazdą.
II Unikaj chodnika – zawsze
Szybkości tam nie rozwiniesz. Pełno na nim ludzi. Policjanci czekają z mandatami. Z tego powodu zwany jest „chodnikiem”, a nie „jezdnikiem”.
III Dzwonek
Działa – przynajmniej czasami! Dzwonki są o wiele bardziej satysfakcjonujące i mniej natarczywe niż klaksony. Dodatkowo możesz udawać, że sprzedajesz lody lub ostrzysz noże na zamówienie!
IV Światła
Nie ma znaczenia, czy uważasz je za coś, co poprawia twoją widoczność na drodze… Wszędzie, gdzie jeździłem, policjanci zawsze w pierwszej kolejności pytają o nie. Jeśli je masz, mundurowy będzie mieć o jedną rzecz mniej do zapisania.
V Kask
Możliwe, że działają jedynie na dwa typy uderzeń, ale jeśli jednak jeden z tych dwóch ci się przydarzy, to nie lepiej jednak mieć go na głowie? Wstrząśnienia mózgu nie są bardzo atrakcyjnym przeżyciem. Oddychanie i jedzenie przez słomkę przez resztę życia to również coś, czemu może zapobiec zwykły kawałek utwardzonego styropianu w prostym kasku.
A co z rowerami z bezpośrednim przełożeniem napędu? Dlaczego tylu kurierów decyduje się na taki sprzęt?
Poruszałem się na rowerze torowym przez prawie 10 lat i przez większość czasu uwielbiałem to. Jest coś poruszającego w prostocie ciągłego ruchu i mijających cię samochodów – to po prostu działa. Z tak niewielką ilością ruchomych części te rowery wymagają mniej napraw niż rowery z przerzutkami, a steruje się nimi łatwiej, gdy jest mokro.
Mimo wszystko rower torowy i rower kurierski to w dzisiejszych czasach dwa różne rowery. Kultura torówek jest o wiele większa niż kurierów rowerowych – gdyż ta skupia jedynie ludzi pracujących w konkretnym zawodzie… To się może podobać!
Początków można upatrywać w ruchu kurierów – poza tym wciąż mają ze sobą wiele wspólnego, ale mimo wszystko są obecnie oddzielnymi tworami.
Gdy widzę grupy dzieciaków szusujące po osiedlowych drogach i popisujące się barspinami, zdaję sobie sprawę, że nie obchodzi ich historia rowerów ostrych, ale filmy o freestyle’u i okulary przeciwsłoneczne (nie żeby coś z tym było nie tak).
Joshua trzyma luz
Jaki jest twoim zdaniem najlepszy sprzęt kurierski na lato?
Mogę powiedzieć, że przez ostatnich 10 lat większość czasu spędziłem, jeżdżąc rowerami cargo. Mamy 3 Bullitty i 4 Omniumy. Jako roweru prywatnego używam Omnium mini. Nie noszę torby kurierskiej od lat. Nie wyobrażam sobie ponownego jej używania.
Latem pocimy się niezależnie od tego, co robimy. Jazda na rowerze w trzydziestoośmiostopniowym upale i wilgotności wynoszącej 98% jest okropna… A jest jeszcze gorzej, jeśli nosisz każdego dnia na plecach gąbkę wypełnioną bakteriami. Nieważne, jak jesteś czysty lub jak często czyścisz swoją torbę, w końcu będziesz dziwnie pachniał… Potrzeba nie lada konesera, żeby docenić takie zapachy!
Tak więc najlepszą metodą na umiarkowanie dobry zapach, a nie taki w rodzaju martwego zwierzątka schowanego za pazuchą, jest nienoszenie torby kurierskiej. Bagażnik na tylnym błotniku, przyczepka lub normalny rower cargo oszczędzą ci nieprzyjemnych wrażeń i pozwolą przy okazji na przewożenie większej liczby rzeczy. Idealnie!
Nowy Jork słynie z ostrych zim. Czy podczas tych miesięcy przepełnionych lodem i śniegiem decydujesz się na inny rodzaj roweru? Czy rower górski z większymi i grubszymi oponami jest stabilniejszy w takich warunkach?
Po 19 zimach nadal nie mam pewności, czy wolę określony rodzaj opon, kół czy roweru na tego typu śniegowo-lodowe zawieruchy. Nasze zimy są kapryśne, więc często coś, co nadaje się na ranek, jest koszmarnym wyborem na popołudnie.
Gdy jest ślisko i wilgotno, cienka opona może z łatwością przebić się przez śnieg i nabrać przyczepności na chodniku – co jest świetne. Lecz czasem cała ta lodowa breja zostaje kilka razy rozjechana przez ciężarówki i zbija się w zwartą pokrywę – wtedy cienkie opony na nic się nie zdadzą.
Kolczasta opona z mniejszym ciśnieniem jest świetna z perspektywy przyczepności, lecz nie pomoże przy chęci szybszej jazdy na chodniku. Ostatnio używam 32s z niedużym bieżnikiem, co sprawdza się całkiem nieźle. Nie ma opony idealnej na każdy rodzaj zimy.
Nieważne jednak, jaki rower i jakie opony nam towarzyszą – pełnowymiarowe błotniki są zawsze koniecznością. Spędziłem cztery lata na siodełku z oparciem i nie miałem pojęcia, jak bardzo brak przedniego błotnika pogarsza jakość mojej jazdy.
Jeśli chodzi o ubrania: warstwy, warstwy, warstwy, warstwy z wełny merino, wodoodporne buty, więcej merino, trochę gore-texu, a w najgorsze dni – gumowy kombinezon.
Czy mógłbyś się podzielić z nami trzema najśmieszniejszymi anegdotami ze swojej ponaddwudziestoletniej kariery? Najdziwniejsze przesyłki, najsławniejsi klienci?
Człowieku, trudno na to szybko i zwięźle odpowiedzieć!
Widziałem kurierów siłujących się na rękę w zamian o przejęcie kontroli nad muzyką w jakiejś berlińskiej melinie. Puściłem bąka na Teda Kennedy’ego w windzie w Waszyngtonie. Przewoziłem relikwiarz przez ulice Tokio pod ochroną Yakuzy.
Bycie kurierem rowerowym może otworzyć wiele dróg, co jest w sumie dziwne w pracy, w której ktoś zawsze kieruje cię tą samą ścieżką co towary i paczki.