Kiedyś wywoływała niechęć, a nawet obrzydzenie, a dziś to marzenie każdego kolarza. Żółta koszulka, najcenniejsze trofeum Tour de France, wkrótce obchodzi 100 lat!
– Nie lubiłem jej i nie chciałem w niej jeździć! Czemu? Bo gdy się w niej pojawiałem na trasie, to kibice zawsze udawali kanarka – mówił Eugene Christophe, który w 1919 r., jako lider Wielkiej Pętli, rozpoczął jedną z najbardziej znanych i najbardziej szanowanych tradycji w światowym kolarstwie.
Utrudniała kamuflaż
Na początku o takim trykocie nikt nawet nie myślał. Pierwsi liderzy Tour de France oznaczani byli bardziej subtelnie – zieloną opaską. Później pojawiały się próby przekonania zawodników do żółtego koloru, ale zadanie okazało się nadspodziewanie trudne.
W 1913 r. Philippe Thys został poproszony o wciągnięcie na siebie żółtego trykotu, ale zdecydowanie odmówił. – Przez to stałbym się bardziej widoczny dla rywali i każdy z nich chciałbym mnie dopaść – mówił w magazynie „Champions et Vedettes”.
W końcu jednak uległ namowom, a wręcz rozkazom szefa swojej grupy, który na żółtej koszulce lidera chciał umieścić reklamę. Wobec takich argumentów Thys był bezradny i chwilę później stał już… w sklepie z odzieżą.
– To był pierwszy lepszy napotkany sklep, od razu do niego weszliśmy. Rozmiar był na mnie odpowiedni, musieliśmy tylko trochę powiększyć dziurę, żeby zmieściła się moja głowa – wspominał.
Żółty kolor nawiązywał też do barwy papieru, na jakim wydawana była gazeta „L’Auto” (dzisiejsza „L’Equipe”), która organizowała Tour de France.
Marzenie wszystkich
Oficjalnie lider Wielkiej Pętli w żółtej koszulce jedzie od 1919 r., więc przyszłoroczny Tour de France będzie równocześnie obchodami 100. rocznicy narodzin najbardziej pożądanego kolarskiego trykotu na świecie. Zgodnie z kronikami pierwszą oficjalną żółtą koszulkę lidera założył Francuz Eugène Christophe. Było to 18 lipca 1919 r. na etapie z Grenoble do Genewy. Nie był jednak dumny z tego powodu.
– Wszystko dlatego, że kibice i zawodnicy na trasie nazywali mnie kanarkiem. Słyszałem jak mówili: „Oh, żółta koszulka! Czyż ten kanarek nie jest piękny?” – opowiadał Christophe.
Podobne wspomnienia mieli inni zawodnicy, którzy uważali żółty kolor za zbyt krzykliwy i mało męski, co nie pasowało kolarzom, którzy chcieli być uznawani za prawdziwych twardzieli.
Dziś wspomnienia z żółtą koszulką są zdecydowanie inne. Na gali prezentującej przyszłoroczną trasę Tour de France zaproszono trzech absolutnych mistrzów: Eddy’ego Mercxa, Bernarda Hinault i Miguela Induraina, którzy Tour de France wygrywali po pięć razy. Każdy z nich o żółtym trykocie mówił jak o spełnieniu snów.
Merckx: – To najważniejsza koszulka w kolarstwie. Jadąc w niej czujesz, że sen przechodzi w jawę.
Hinault: – Jazda w niej to coś niesamowitego.
Indurain: – Ta koszulka to marzenie wszystkich, którzy kochają kolarstwo.
Znikające inicjały
Na trykocie lidera Tour de France istnieje jeszcze jeden symbol, na który wielu kibiców nie zwraca uwagi. To inicjały „DE”, od imienia i nazwiska Henriego Desgrange, redaktora naczelnego „L’Auto”, a także dyrektora i organizatora Wielkiej Pętli. Te dwie litery również musiały przejść próbę czasu, bo zdarzało się, że w niektórych edycjach ustępowały miejsca logo komercyjnego sponsora. Teraz „DE” jest jednak nierozłącznym elementem najbardziej charakterystycznej koszulki w kolarstwie.
– Ten trykot to największy honor, który symbolizuje odwagę, siłę i ducha sportu. Kto choć raz założył żółtą koszulkę, jest dumny do końca życia – nie ma wątpliwości Jean-Etienne Amaury, prezes Amaury Sport Organisation, organizatora Tour de France.