Zawodnik polskiego pochodzenia podbił kolarski świat!

Autor: Piotr Jawor

Najpierw syn polskich emigrantów musiał walczyć o francuskie obywatelstwo, za to dziś francuskie ulice noszą jego imię, a na tablicach widnieją napisy: „W hołdzie mistrzowi kolarstwa”. Poznajcie historię Jeana Graczyka, kolarza polskiego pochodzenia, który dwukrotnie zdobył zieloną koszulkę Tour de France.

Czasy były ciężkie – okres międzywojenny, gdy w Polsce się nie przelewało, a nad Europą wisiał strach przed kolejnym konfliktem. To właśnie wtedy państwo Graczykowie wyjechali do Francji, gdzie w 1933 r. urodził się ich syn – Jean.

Na początku nie miał jednak nawet francuskiego obywatelstwa, ale z czasem zyskał znacznie więcej niż niejeden rodowity Francuz. „Był przykładem, że polscy emigranci  byli godnymi rywalami dla najlepszych francuskich kolarzy” – tak dziś wspominają go nad Sekwaną.

http://www.les-actus-du-cyclisme.com/2015/03/paris-nice-de-tous-les-champions-cyclistes-du-cher-jean-graczyk-est-certainement-celui-qui-a-le-plus-marque-de-son-empreinte-la-cour

Nieustępliwy wojownik

Dla Francji zdobył medal olimpijski, wygrywał wielkie wyścigi, prestiżowe etapy i kolekcjonował zielone koszulki Wielkiej Pętli. By jednak do tego doszło, musiał najpierw otrzymać obywatelstwo, a czekał na to 16 lat. Pewnie sprawy potoczyłby się szybciej, gdyby Francuzi wcześniej wiedzieli, jaki sportowy diament urodził się w ich kraju…

Być może Graczyk nigdy nie zaszedłby tak daleko, gdyby nie mistrzostwo Francji amatorów oraz srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Melbourne w wyścigu drużynowym (1956 r.). Takie rzeczy nie przechodzą bez echa, więc rok później syn polskich emigrantów był już zawodowcem, a co za tym idzie – francuskim kolarzem pełną gębą.

Szybko też pokazał, że w peletonie nie zamierza być tylko pomocnikiem, ale walczył na całego. Do dziś Francuzi wspominają go jako świetnego sprintera i nieustępliwego wojownika. Kapitalnie radził sobie też na brukach, których dziś kolarze podczas Tour de France boją się jak ognia.

To właśnie dzięki temu dwa razy (w 1958 r. i 1960 r.) zdobył zieloną koszulkę za zwycięstwo w klasyfikacji punktowej, którą obecnie sponsoruje ŠKODA. A jak wielkie to wyróżnienie, świadczą nazwiska zwycięzców tej klasyfikacji w XXI w. Wystarczy wymienić Petera Sagana, Marka Cavendisha, Alessandro Petacchiego, czy Erika Zabela.

http://www.les-actus-du-cyclisme.com/2015/03/paris-nice-de-tous-les-champions-cyclistes-du-cher-jean-graczyk-est-certainement-celui-qui-a-le-plus-marque-de-son-empreinte-la-cour

 

Zawsze szedł na całość

I choć Graczyk wygrywał w czasach, gdy zawodnicy jeździli w czapeczkach zamiast kasków, wozy techniczne przypominały zabytkowe cacka, a nie nowoczesne maszyny, o komunikacji radiowej nawet nie wspominając, to jednak do dziś środowisko wspomina go z szacunkiem i sentymentem.

„Należał do tego pokolenia kolarzy, dla których rower był wszystkim. Był świetny pod każdym względem, do tego miał duszę wojownika, który zawsze szedł na całość” – pisze Arsène Maulavé, dziennikarz Ouest-France, specjalizujący się w biografiach najznakomitszych kolarzy.

„W peletonie był dobrym kompanem. Nie wahał się poświęcić swoich szans na korzyść zespołu. Wówczas cierpiały jego osiągnięcia, ale entuzjazm do ścigania nie malał” – tak z kolei schlebiał mu dziennikarz Christophe Penot.

W karierze Graczyk triumfował w pięciu etapach Tour de France i pięciu Vuelta a Espana. Wygrał też Chellenge Pernod, wyścig Paryż – Nicea – Rzym, czy Criterium International. Łącznie odniósł aż 65 zwycięstw w latach 1957 – 1969. Trzy sezony później skończył karierę i zaszył się w miasteczku Vierzon w centralnej Francji.

Wnuk nie pozwolił zapomnieć

Nie lubił rozgłosu, na sportowej emeryturze wolał przechadzać się po bliskich łąkach i lasach oraz brać udział w polowaniach. Kolarstwo nie dało mu jednak o sobie zapomnieć za sprawą wnuka Vincenta, który również się ścigał i to z powodzeniem, bo w 2000 r. został uznany jednym z najlepszych francuskich kolarzy młodego pokolenia i rywalizuje do dziś.

Dziadek Jean wspierał go aż do śmierci w 2004 r. Rok później w Vignoux zorganizowano wyścig jego imienia, a wygrał go… Vincent. Wówczas też jednej z ulic nadano imię Jeana Graczyka, a pod tabliczką umieszczono napis: „W hołdzie mistrzowi kolarstwa”.