Przez rok można wywrócić życie do góry nogami, tymczasem on kręcił, kręcił i kręcił… Sylvain Chavanel na Tour de France spędził łącznie 368 dni (!) i został rekordzistą pod względem liczby występów.
Na świecie działalność zaczynała Wikipedia, w Polsce na ekrany wchodził „Poranek Kojota”, a w sporcie Adam Małysz zdobywał swoją pierwszą Kryształową Kulę. Właśnie w takich okolicznościach w 2001 r. Chavanel debiutował na Tour de France.
Dla niego tegoroczna Wielka Pętla mogłaby się skończyć już… pierwszego dnia, a nawet po pierwszym nadepnięciu pedałów. Już wtedy było bowiem wiadomo, że Francuz ma na koncie 18. start w największym wyścigu świata i pod tym względem wyprzedził Niemca Jensa Voigta. Tyle że Chavanel chciał więcej, czyli dojechać do mety. Dzięki temu pokonał też Holendra Joopa Zoetemelka, który na Tour de France spędził łącznie 365 dni, – o trzy mniej niż Chavanel.
Wyścigi figurkami
Chavanel jakby urodził się do tego, by startować w Tour de France. W Vuelta a Espana jechał cztery razy, w Giro d’Italia raptem raz, a na Wielkiej Pętli zjawił się jako 22-letni zawodnik i od tamtej pory nie odpuścił żadnego (!) wyścigu. Nie było chorób, kontuzji czy innych wymówek. W XXI w. Wielka Pętla bez Chavanela nie byłaby tym samym.
Kolarstwem interesował się już wtedy, gdy ledwie umiał utrzymać równowagę na dwóch kołach. Wówczas jeszcze nie ścigał się z rówieśnikami, tylko siadał z najbliższymi w ogrodzie i… grał w tzw. kolarzy.
– Mieliśmy dość dużą rodzinę i wszyscy interesowaliśmy się rowerami. Z trzema braćmi i siostrą braliśmy takie małe figurki, którym nadawaliśmy imiona. Moja to był Greg LeMond [trzykrotny zwycięzca Tour de France – przyp. red.]. Lubiłem sposób, w jaki mówił po francusku, a także jego styl jazdy. Poza tym wydawało mi się, że to miły gość. Później byłem jeszcze Miguelem Indurainem [pięciokrotny triumfator Wielkiej Pętli], ewentualnie Laurentem Jalabertem – opowiadał Chavanel w wywiadzie dla magazynu Procycling.
Pogoń za dziewczętami
Już nie w ogrodzie, ale między rówieśnikami, kolarstwo zaczął uprawiać jako ośmiolatek. Później, jak większość młodych chłopaków, miał przerwę na piłkę nożną, a do roweru wrócił po czterech latach.
Powrót był jednak trudny, bo podczas zawodów szkolnych często musiał oglądać plecy nie tylko kolegów, ale również koleżanek. Wspomina jednak, że wszystko zmieniło się, gdy pokonał swojego starszego brata – Frederica.
Wówczas skończyła się walka rodem z morderczych podjazdów, a zaczął się przyjemny zjazd. Chavanel zaczął kolekcjonować puchary w juniorskiej rywalizacji, czym wzbudził zainteresowanie profesjonalnych grup.
„Maszyna” pasuje jak ulał
W wieku 21 lat był już zawodowcem pełną gębą, a rok później zadebiutował w Tour de France. W peletonie nigdy nie należał do faworytów – łącznie wygrał trzy etapy (czyli średnio jeden na sześć lat) i dwukrotnie jechał w żółtej koszulce lidera (średnio raz na dziewięć). Najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej zajął w 2009 r., gdy skończył wyścig na 19. pozycji. Podczas tegorocznej Wielkiej Pętli był 39.
Dziś wiadomo, że Chavanel tego wyniku już nie poprawi, bo zapowiedział, iż w tym roku kończy karierę. – Jestem pewny, że to był mój ostatni Tour de France – nie pozostawia cienia wątpliwości, a to oznacza, że przyszłoroczna Wielka Pętla będzie pierwszą w XXI w. bez kolarza o pseudonimie „Maszyna”.
Czemu „Maszyna”? Ten przydomek otrzymał od dziennikarzy za swoją wytrzymałość i determinację, bez których niemożliwe byłoby przejechanie 18 Tour de France z rzędu…