Na początku będzie trochę faktów, później naszych oczekiwań. Czas rozliczeń rozpocznie się 1 października. Ale po kolei.
Położona w Europie Środkowej Austria, której połowa terytorialna znajduje się w Alpach, a najwyższy szczyt Grosglockner sięga wysokości 3797 m n.p.m., będzie gospodarzem tegorocznych mistrzostw świata w kolarstwie szosowym. Śmietanka kolarzy zawita na osiem dni do położonej w Tyrolu miejscowości Innsbruck. Właśnie tutaj – w tak pięknych okolicznościach przyrody, ale na bardzo wymagających trasach, szczególnie wyścigów ze startu wspólnego – zawodnicy od juniora do elity rywalizować będą o medale i tytuły mistrzowskie w trzech szosowych odmianach kolarstwa.
Cała zabawa rozpocznie się w niedzielę 23 września. Punktualnie o godzinie 10:10 na trasę jazdy drużynowej na czas na dystansie 54,5 km wyruszą kobiety. Zawodniczki najlepszych drużyn walczyć będą o tytuł drużynowego mistrza świata w jeździe na czas. Trasa, którą wytyczyli organizatorzy, wygląda na bardzo szybką. Została poprowadzona doliną Upper Inn w stronę Innsbrucku, start znajduje się na wysokości 700 m n.p.m. (jest zlokalizowany przy Parku Rozrywki AREA 47), a meta – na wysokości 582 m n.p.m. Trasa ma tylko 152 m przewyższenia. Drużyny startują w sześcioosobowych składach, a organizator przewiduje rekordowe średnie prędkości oscylujące w granicach 55–60 km/h.
Z tego samego miejsca o godzinie 14:40 na trasę o długości 62,8 km wyruszą drużyny męskie. Mężczyźni na trasie zmierzą się z czterokilometrową przeszkodą, jaką jest podjazd z Kematen do Axams, w którym nachylenie sięga miejscami 13%. Po chwili wytchnienia na szczycie rozpocznie się bardzo szybki zjazd prowadzący do Völs, na którym drużyny powinny rozpędzić się nawet do, uwaga, 100 km/h! Finisz, podobnie jak u kobiet, zlokalizowano przy Hofburg Imperial Palace. Złotych medali bronić będzie team Sunweb, który w 2017 r. w Bergen wygrał rywalizację wśród drużyn damskich i męskich. Takie otwarcie powinno dać nam wiele niezwykłych przeżyć już pierwszego dnia rywalizacji. Wyścigi drużynowe są bardzo widowiskowe, a szybkie trasy powinny podkręcić emocje.
Drugiego dnia rywalizacji kolejna konkurencja i walka nie tylko z zegarem, ale również z samym sobą. W poniedziałek 24 września zaplanowano rozegranie pierwszej serii wyścigów jazdy indywidualnej na czas. Najkrótszy dystans tego dnia będą miały do pokonania juniorki, które wyruszą na 20-kilometrowy odcinek o godzinie 10:10. Meta, podobnie jak podczas czasówki drużynowej (TTT), będzie znajdować się w samym centrum Innsbrucku – przy Hofburg Imperial Palace. Jednak start tego wyścigu zlokalizowano w wyjątkowym miejscu – przy ośrodku „Kryształowe światy Swarovskiego”. Przy tej jednej z najpopularniejszych atrakcji Tyrolu swoje wyścigi rozpoczną również orlicy. Zawodnicy poniżej 23. roku życia o godzinie 14:40 wyruszą na trasę o długości 27,8 km. Dużo bardziej wymagający profil, szczególnie w drugiej część rywalizacji, będzie faworyzował zawodników potrafiących utrzymać dobry rytm jazdy i generujących wysokie moce w dłuższym przedziale czasowym. Nie bez znaczenia będą również umiejętności jazdy w górach, bo choć brakuje tutaj wymagających wzniesień, cała trasa ułożona jest blisko gór, dzięki czemu praktycznie nie ma dłuższych odcinków płaskich.
Wtorek to kolejny dzień wyścigów jazdy indywidualnej na czas. Na trasie identycznej jak orlicy rywalizować będą ich młodsi koledzy, juniorzy, oraz elita kobiet. Pierwsi juniorzy wyruszą na trasę o 10:10, kobiety zaś rozpoczną rywalizację o godzinie 14:40. Tytułu w jeździe indywidualnej na czas bronić będzie Annemiek Van Vleuten.
Ostatni dzień zmagań z rowerem do jazdy indywidualnej na czas przypada w środę, kiedy to najwięksi światowi specjaliści elity mężczyzn zmierzą się ze sobą podczas walki o tęczową koszulkę mistrza świata. Tytułu bronił będzie Holender Tom Dumoulin, który w 2017 r. pokonał Primoza Roglica oraz Chrisa Froome’a. W tym roku Froome nie jedzie, ale to nie znaczy, że Tom może się czuć niezagrożony. Podczas hiszpańskiej Vuelty świetną dyspozycję pokazał mistrz Australii, Rohan Denis. Znając rangę imprezy, możemy być pewni, że nie jest to jedyny pretendent do złota. Mężczyźni będą mieli do pokonania trasę o długości 52,5 km z małego miasteczka Rattenberg do Hofburg Palace w Innsbrucku. Pierwsze kilometry wyścigu będą szybkie i płaskie, trasę poprowadzono doliną, wzdłuż rzeki Inn. Po tych „rozgrzewkowych” kilometrach zawodnicy zmierzą się z największą tego dnia przeszkodą, czyli pięciokilometrowym podjazdem z Fritzens do Gnadenwald o średnim nachyleniu 7,1% i całkowitym przewyższeniu 350 m. Po zjeździe zawodnicy wrócą na dobrze znaną z poprzednich dni drogę prowadzącą do mety. Trasa wydaje się skrojona pod dobrych czasowców i górali jednocześnie. Trzeba mocno pojechać pierwsze 30 km i w dobrym rytmie wjechać na decydujący podjazd, a potem poradzić sobie z bardzo szybkim zjazdem i utrzymać tempo do samej mety. Niby brzmi to łatwo, ale sztuka ta udaje się tylko nielicznym.
Od czwartku do niedzieli najlepsi zawodnicy globu rywalizować będą podczas wyścigów ze startu wspólnego. Na początek do boju ruszą juniorki (72 km) oraz juniorzy (132,5 km). Lokalizacje startów będą w różnych miejscach, ale wszystkie wyścigi zostały spięte wspólną klamrą, czyli bardzo wymagającą typowo alpejską rundą o długości niespełna 24 km. Największą przeszkodą, z którą będą musieli zmierzyć się wszyscy zawodnicy, będzie podjazd do Ambras Castle o długości 7,9 km i maksymalnym nachyleniu 10%. Następnie bardzo szybki i miejscami kręty zjazd poprowadzi do miasta gospodarza, w którym do przejechania będzie kilka krętych odcinków, dwa przejazdy przez most nad rzeką Inn i finisz przy Hofburg Imperial Palace. Zawodnicy do 23 lat będą mieli do pokonania 179 km. Wystartują w piątek o 12:40 z Kufstein i po przejechaniu niespełna 85 km dojadą do finałowej rundy, którą pokonają czterokrotnie. W sobotę w tym samym programie czasowym na trasę ruszy elita kobiet. Po dojeździe do Innsbrucka zawodniczki zameldują się na szczycie Ambas Castle trzy razy, co łącznie da sumę 156 km. Jako ostatni, tradycyjnie w niedzielę, na trasę wyruszą mężczyźni. Ten wyścig zawsze przyciąga tłumy kibiców zarówno przy trasie, jak i przed telewizorami. Zawodnicy rozpoczną rywalizację o godzinie 9:40 i do pokonania będą mieli 258,5 km oraz 4670 metrów przewyższenia. Złoży się na to sześć rund w Kufstein oraz dojazd do linii mety (łącznie 84,7km), sześć tradycyjnych rund z podjazdem pod Ambas Castle oraz ostatnia urozmaicona i wydłużona runda z dodatkowym podjazdem Höttinger Höll, którego maksymalne nachylenie sięga nawet 28%. Długość ostatniego podjazdu to zaledwie 3,2 km, ale będzie to bardzo, bardzo wymagający i ważny odcinek podczas rywalizacji mężczyzn.
My oczywiście całym sercem kibicujemy naszym kolarzom. Zarówno w młodszych, jak i starszych kategoriach wiekowych możemy liczyć na niespodzianki. Nasi reprezentanci są bardzo utalentowani i mamy nadzieję, że również zmotywowani. Młodzieżowcy coraz mocniej dobijają się do światowej czołówki, a kobiety i mężczyźni – można śmiało powiedzieć – już są do niej zaliczani. Oczywiście mistrzostwa świata składają się z wyścigów wyjątkowych, jednodniowych – nie ma tu czasu na odrabianie strat i czekanie na lepszy dzień. Liczy się tylko tu i teraz. Dlatego tak ważne jest nastawienie i dobre przygotowanie do startu. Nie bez znaczenia będzie również trasa, która już została okrzyknięta najbardziej wymagającym fizycznie przejazdem ostatnich lat – szczególnie wyścig elity mężczyzn zwala z nóg samym swoim wykresem. Wielką niewiadomą będzie oczywiście pogoda. Koniec września w Alpach może zaskoczyć, miejmy nadzieję, że zaskoczy nas pozytywnie. Nie zapominajmy młodszych kategoriach wiekowych, juniorach i orlikach, których ściganie zawsze jest bardzo nieprzewidywalne i ambitne. Tu nie ma kalkulacji i przeliczania, dlatego tak fajnie śledzi się te krótkie, ale dynamiczne wyścigi. Co innego elita kobiet i mężczyzn – choć stawka jest ta sama, to jednak ranga tytułu dużo wyższa. Kto nie chciałby być mistrzem świata elity na szosie i przez rok dumnie ścigać się na wszystkich wyścigach w specjalnej koszulce? Warto przywołać emocje towarzyszące wyścigom w Ponferradzie w 2014 r., kiedy Michał Kwiatkowski zakładał na podium koszulkę najlepszego kolarza globu.
To były piękne i emocjonujące chwile dla polskiego kolarstwa. Może czas na powtórkę…