Pochodzący z kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej Geoff Gulevich ma wszystko, o czym marzy każdy kolarz: najlepsze na świecie miejsce do jeżdżenia oraz wypełnioną sukcesami karierę, wliczając w to miejsca na podiach w Red Bull Rampage w Utah w USA oraz Red Bull Joyride w Whistler w Kanadzie. Jest kolarzem zawodowym, którego życie obraca się wokół tego sportu, oraz – ostatnio – ślubu ze swoją narzeczoną Brianną. W naszym wywiadzie opowiada o bliskim spotkaniu ze śmiercią, walce z okrutną pogodą oraz o najlepszych na urlopowe wypady miejscach do jazdy.
Jak ewoluowało kolarstwo górskie od początku twojej kariery? Myślisz, że jest lepiej, czy gorzej niż około dziesięć lat temu?
Widziałem sporo zmian w tej branży. Zadziwiające jest widzieć, jak wiele firm oferuje teraz konkurencyjne produkty na naszym rynku. Z perspektywy samej jazdy można powiedzieć, że sama technologia rowerowa stała się wyśmienita, a trasy o wiele bardziej trwałe i ekscytujące. Nie znam tegorocznej najlepszej nowinki technologicznej, ale jestem pewien, że uwielbiam swoje nowe rowery od Focus. Jeździ się na nich świetnie, bo to niezwykłe sprzęty!
Możesz się utrzymać z samego kolarstwa?
Tak, żyję tylko z tego… Moi sponsorzy dają mi niesamowite wsparcie. Jestem kolarzem górskim freeride. Moim zadaniem jest robienie zdjęć i filmów oraz nakręcanie ludzi na jazdę, świetnie się przy tym bawiąc.
Patrząc w przeszłość, czy widzisz coś co byś zrobił inaczej?
Nie… Czuję, że uczyłem się na swoich błędach: to mnie uczyniło takim człowiekiem, jakim jestem dzisiaj.
Jak sobie radzisz ze strachem? Jak dawno temu przeżyłeś chwilę, gdy uświadomiłeś sobie, że coś poszło źle lub, że przesadziłeś?
Przeżyłem kilka niebezpiecznych momentów, ale najlepiej pamiętam ten sprzed kilku lat na RedBull Rampage. Miałem najpierw zaliczyć skok z 12 metrów, ale zdałem sobie sprawę, że mi się nie uda. Przewróciłem się przez kierownicę, spadłem tych 12 metrów w dół i potoczyłem wzdłuż toru. Spadając pogodziłem się już z faktem, że mogę zginąć. O dziwo, nieźle zniosłem upadek i nie zrobiłem sobie krzywdy.
Jak lubisz zaczynać dzień?
Patrzę jak żona ubiera się do pracy… Potem, nalewam sobie kawy i zażywam snu.
Prawie każdy mężczyzna coś zbiera – fajki, samochody, whisky, trofea, wędki… Różne rzeczy. Co jest twoją pasją?
Zbieram whisky, scyzoryki z każdego kraju który odwiedzam, oraz swój stary sprzęt kolarski przywołujący pamiętne chwile.
Jako kolarz górski, czy przypominasz sobie dzień, w którym podejmowałeś większy niż zwykle wysiłek i musiałeś wręcz walczyć z matką naturą?
Ledwie kilka dni temu byłem w Moan w stanie Utah. Mieliśmy przed sobą ostatnie dwa odcinki, kiedy nadeszła burza. Wiatr o prędkości 100 km na godzinę, deszcz, błyskawice… Trudno i ślisko się jechało po gładkiej skale – było nieciekawie, również ze względu na wiatr.
Co zawsze ze sobą zabierasz na szlak?
Swój nóż.
Czy możesz wymienić pięć najlepszych miejsc, które odwiedziłeś oraz powiedzieć, za co je najbardziej lubisz?
Nowa Zelandia. Ludzie są wyluzowani, a jazda świetna.
Peru. Najdłuższe zjazdy w życiu oraz przejeżdżanie przez spokojne, górskie miasteczka.
Bellingham w stanie Washington. Przyjaźni ludzie, dobre piwo oraz, oczywiście, długie trasy.
Czechy. Dom mojego przyjaciela, Richarda Gasperotti. Świetnie się z nim bawiłem i nie mogę się doczekać powrotu.
Vancouver. Zawsze się cieszę na powrót do rodziny. Dom to dom.
A co ze zwierzętami? Masz może psa, kota lub… niedźwiedzia?
Moi rodzice mają psa, który się wabi Luna – często z nim spaceruję. Nadal jednak czekam na tego wyjątkowego niedźwiedzia… Takiego, który mnie nie zje.
Słyszałem coś o ślubie. Przedstawiłbyś czytelnikom swoją dziewczynę?
Nazywa się Brainna Saimoto – wkrótce Brianna Gulevich – a jesteśmy ze sobą już prawie trzynaście lat. Poznaliśmy się poprzez znajomych w szkole średniej. Jest po prostu niezwykła. Cierpliwa, pomocna… Umie mnie również sprowadzić na ziemię, gdy się zapomnę. Potrzebuję jej.
Co zmieniło się w twoim życiu po zaręczynach?
Nic się nie zmieniło. Ona sprawia, że jestem lepszym człowiekiem. Jesteśmy zaręczeni od trzech lat, pobieramy się 6-go października. Nie mogę się doczekać wesela!