Bierzemy urlopy, żegnamy się ze znajomymi na trzy tygodnie i kręcimy, kręcimy, kręcimy… Już w sobotę zaczyna się 105. Tour de France!
3329 kilometrów do przejechania, 21 etapów i 176 kolarzy – już tylko godziny dzielą nas od rozpoczęcia wielkiej kolarskiej uczty! A tegoroczna powinna smakować wyjątkowo dobrze, bo co danie, to w powietrzu unosi się nuta historii, emocji i niepewności.
Meta jak wodopój
Zaskakujące, jak potrawy z kuchni molekularnej, będą niektóre etapy. Szczególnie ciekawie zapowiada się np. 9. etap, gdzie zawodnicy będą ścigali się po… bruku. Kolarze przeanalizowali tę trasę kilometr po kilometrze, ale to tylko zmniejsza możliwość zaskoczenia, ale na pewno go nie eliminuje. W końcu nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy 15 lipca nie spadnie ulewa? Albo czy nie będzie wiał mocny wiatr? A to wszystko sprawi, że kolarze będą poruszali się po bruku jak rajdowcy samochodem na letnich oponach podczas zimowego kryterium.
Do tego jeszcze kapitalne ściganie w Alpach (17-19 lipca). Mordercze, palące mięśnie, wypłukujące z organizmu wszystkie mikroelementy. Wyścig, podczas którego zawodnik może czuć się jak wędrowiec na pustyni, tyle że zamiast wodopoju będzie pragnął zobaczyć linię mety.
A niemal na koniec Pireneje, z niezwykle ciekawie zapowiadającym się etapem 17., który może być przedwczesnym deserem. Zawodnicy wystartują według miejsc w klasyfikacji generalnej, a później będą się ścigali na trzech przełęczach.
Na drodze do historii
Rozpoczynająca się w sobotę uczta powinna być także reklamą polskiej kuchni, a mają o to zadbać nasi najlepsi specjaliści. Rafał Majka (Bora Hansgrohe) nie będzie pomocnikiem, nie będzie walczył tylko w górach, ale spróbuje namieszać w klasyfikacji generalnej. Podobnie jak Tomasz Marczyński, którego Lotto Soudal nie należy do najmocniejszych ekip, ale to może 34-letniemu Polakowi pomóc w zaatakowaniu na poszczególnych etapach z drugiego szeregu.
A gdyby istniała klasyfikacja dla najlepszego pomocnika, to w niej faworytem byłby Michał Kwiatkowski (Team Sky). To właśnie Polak ma zadbać o to, by zwycięzca tegorocznego Tour de France przeszedł do historii.
Kiedy do tego dojdzie? Gdy klasyfikację generalną wygra Christopher Froome. Jest już pewne, że absolutny dominator ostatnich latach w Wielkiej Pętli (wygrane w 2013, 2015, 2016 i 2017 r.) pojedzie we Francji, bo właśnie został oczyszczony z zarzutów o świadome przedawkowanie leku na astmę.
– Zawsze brałem rolę lidera na poważnie i robiłem to zgodnie z zasadami fair play. Mówiłem, że nigdy nie splamiłbym pozycji zwycięzcy i teraz się to potwierdziło. Moje wyniki przetrwają próbę czasu – podkreśla Froome na stronie Team Sky.
Brytyjczyk urodzony w Nairobi wjedzie do historii, jeśli wygra klasyfikację generalną, bo wówczas dogoni największych zwycięzców Tour de France (Jacques Anquetil, Eddy Merckx, Bernard Hinault, Miguel Indurain), którzy Wielką Pętlę wygrali pięciokrotnie.
Drogę do ich doścignięcia Froome’owi spróbuje jednak zagrodzić wielu świetnych zawodników, z Nairo Quintaną (Movistar), Peterem Saganem (Bora Hansgrohe), Romainem Bardetem (AG2R Mondiale), czy Vincenzo Nibalim (Bahrain – Merida) na czele.
Ciekawy początek
Tour de France zaczyna się w północno-zachodniej Francji, etapem z Noirmoutier-en-l’lle do Fontenay-le-Comte o długości 189 km. Nazajutrz zawodnicy będą ścigali się na podobnym dystansie z Mouilleron-Saint-Germain do La Roche-sur-Yon, z kolei w poniedziałek jazda drużynowa na czas w Cholet.
Cały wyścig można śledzić w Eurosporcie, który w tym sezonie zrobił ukłon w stronę polskich kibiców i Wielka Pętla będzie transmitowana w tzw. polskim oknie. Dzięki temu będą łączenia z polskimi dziennikarzami, a także wywiady z polskimi zawodnikami. Tour de France, z wieloma ciekawostkami i najważniejszymi informacjami, będziemy relacjonowali również na łamach We Love Cycling.
No to kręcimy!