W kolejnych 2-3 wpisach skupimy się na zimowym treningu: na co zwrócić uwagę, nad czym się skupić, a które punkty treningu można zdecydowanie odpuścić? Zima to zawsze była moja ulubiona pora roku na trening. Dlaczego? Bo nie jest nudna i monotonna.
Ale o tym po kolei.
Po sezonie dobrze zrobić przerwę od roweru oraz innych aktywności fizycznych i nie ma tu znaczenia czy przejechałeś 20 czy 5 tysięcy kilometrów. Dwa, a nawet trzy tygodnie przerwy wyjdą Ci na zdrowie. Organizm ma szansę się zregenerować, kolana odpocząć, krew nadrobi ubytki w krwinkach, a Twoja głowa zatęskni za ruchem. Wszak wchodząc w nowy rok, jesteśmy już w cyklu treningowym, pytanie tylko:
– czy idziemy z tym w dobrą stronę?
– czy treningi są odpowiednio dobrane?
– jaki jest nasz cel i kiedy mamy najlepiej odczuwać to magiczne słowo „forma”?
Pamiętajcie o jednym: nadmiar aktywności fizycznej, przemęczenie i brak urozmaicenia – to wypala organizm psychicznie i fizycznie. Nie dojedziemy do sezonu, a już trzeba będzie zrobić kolejną dłuższą przerwę, która będzie miała na celu właściwie tylko jedno – pozwoli nam zatęsknić za rowerem i sportem ogólnie. Dlatego zima jest tak fajna i ważna, bo na rower możemy wsiąść w weekend, gdy mamy do dyspozycji cały dzień, tymczasem w tygodniu mamy do wyboru pełną gamę sportów dodatkowych. Moja zimowa dewiza brzmi mniej więcej tak: rower upośledza organizm, więc przez zimę pracujmy nad całym ciałem.
Mój blog kierowany jest raczej do początkujących rowerzystów, więc wyjaśnię, o co chodzi z tym upośledzeniem organizmu. Otóż wystarczy zerknąć na zawodowych kolarzy lub osoby, które amatorsko, ale bardzo dużo jeżdżą na rowerach. Są super zbudowani od pasa w dół, natomiast góra jest jakaś wątła. To jest właśnie to kolarskie, rowerowe upośledzenie organizmu – to, z czym mamy szansę powalczyć zimą. Ja osobiście namawiam wszystkich do jak największej różnorodności sportów w okresie od listopada do początku marca. Wtedy, kiedy za oknem zimno, plucha i krótki dzień, mamy wspaniałą okazję, by ogólnorozwojowo podejść do naszej sportowej motoryki. Na poziomie kolarza amatora jakakolwiek aktywność jest lepsza niż żadna. Jeśli nawet przez miesiąc nie będziecie mieli kontaktu z rowerem, ale regularnie będziecie uprawiać sporty „zamienne lub uzupełniające”, to efekt na wiosnę może być bardzo dobry. Organizm zawodnika można przyrównać do rowerowego łańcucha – jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo. Dobrze i wszechstronnie wytrenowany zawodnik jest już wystarczająco mocny, sprawny, zwinny i jeśli wiosną przyłoży się do techniki typowo kolarskiej i treningu szosowego, to w sezonie musi być dobrze.
Oczywiście ile par nóg w peletonie, tyle planów, ambicji i inicjatywy. Sam często obserwuję zawodników spędzających czas na trenażerach, bawiących się w Zwift czy spinning. Powiem Wam, że osobiście nie jestem zwolennikiem takiego treningu, trenażera nie tykałem od przynajmniej półtorej roku, zawsze wolałem poruszać się na zewnątrz. Mamy do wyboru przecież marszobiegi, nordic walking, biegi przełajowe, siłownię, basen, saunę, narty biegowe, rowery MTB oraz przełajowe i wiele innych aktywności fizycznych, które pozytywnie wpłyną na ogólną kondycję. Bo właśnie o ogólną kondycję cały czas tutaj chodzi, o kondycję i tęsknotę za rowerem, żeby w lutym czy początkiem marca, gdy faktycznie będzie to potrzebne, wsiąść na trenażer i pokręcić te 60 czy 90 min bez zbytnich psychicznych katuszy.
Osoby bardzo ambitne i na serio podchodzące do tematu, mające do dyspozycji bardzo dobre stroje i pojemny garaż rowerów oraz osoby, które są w stanie dopasować strój i sprzęt do praktycznie każdej pory roku, nie będą się oszczędzać, ale nad przygotowaniem motorycznym tych zawodników czuwają doświadczeni trenerzy, a i sam zawodnik jest nastawiony inaczej do naszej pogodowej aury. Wielu zawodników wybiera również zagraniczne zgrupowania. Jest to bardzo fajna odskocznia od treningu ogólnorozwojowego przeprowadzanego w dobrych warunkach drogowych, aczkolwiek kluczem do sukcesu jest tutaj odpowiednie planowanie. Cóż z tego, że przez 10 dni zrobimy 1200 km przy hiszpańskim słońcu, gdy po powrocie do domu zastaniemy zimę i ujemne temperatury. Tutaj znów możemy się ratować treningiem ogólnorozwojowym (i tym właśnie trenażerem) i odporną na niego psychiką, którą oszczędzaliśmy przez większość zimy, czyli treningiem zróżnicowanym, na umiarkowanie dużych obciążeniach, raczej przy średnim pulsie i oddechu pozwalającym na rozmowę. Do tego jakieś mocne akcenty co jakiś czas, które wyjdą same podczas treningu, tak żeby „ruszyć trochę krew i płuca”.
Już wkrótce przygotuję dla Was więcej szczegółów i zarys planu treningowego – kilka luźnych podpowiedzi, które każdy będzie mógł dostosować do swoich potrzeb i możliwości. Zapraszam już dzisiaj!