Piękna walka Polaka! Rozdawał karty przez 200 kilometrów, przegrał na 242 metrach…

Autor: WeLoveCycling

Możemy tylko przypuszczać, jak się czuł: mięśnie palące z bólu, ale napędzane siłą woli; skrajne zmęczenie, jednak głowa walczy. Tylko ta meta – niby na wyciągnięcie ręki, ale zbliża się jak w wyścigu ślimaków. Maciej Bodnar stoczył piękną walkę na 12. etapie Tour de France. Dla wielu został zwycięzcą, choć na metę wjechał dopiero 54.  Za to dzień później dość niespodziewanie Christopher Froome musiał oddać koszulkę lidera.

Stado much

Uciekał bardzo długo. Podczas gdy peleton się wspierał, zmieniał liderów i wzajemnie mobilizował, Bodnar dziesiątki kilometrów jechał sam. Z czasem sukces stawał się coraz bardziej realny – sześć kilometrów przed metą miał pół minuty przewagi nad peletonem, jednak różnica powoli topniała. Ale zmniejszał się też dystans – dwa kilometry, półtora, kilometr. Blisko, coraz bliżej. Jednak wtedy Bodnar czuł już na plecach oddech całego peletonu.

Cały czas miał jednak nadzieję, ale dokładnie 242 metry przed metą (cały dystans liczył 203,5 kilometra!) musiał skapitulować. Stał się jednym z wielu, peleton wchłonął go jak stado much.

– Pojechał fantastycznie. Dla mnie to on jest zdecydowanym zwycięzcą tego etapu – komplementował zawodnika drużyny Bora-Hansgrohe Dariusz Baranowski, były znakomity kolarz, a dziś komentator Eurosportu.

Dla Majki, Sagana i taty

Na otarcie łez Bodnar został wyróżniony nagrodą dla najwaleczniejszego kolarza etapu. Uznano też, że wykonał najbardziej spektakularną akcję w całym 104. Tour de France. Na Polaku te pochwały nie robiły jednak żadnego wrażenie. Nie były w stanie zmienić jego stanu ducha.

– Jestem rozczarowany. Chciałem wygrać dla zespołu, dla Rafała Majki [z powodu obrażeń po upadku musiał wycofać się z wyścigu], dla Petera Sagana [został zdyskwalifikowany] oraz dla mojego ojca, który zmarł dwa miesiące temu – mówił Bodnar. – Złapali mnie 200 metrów od celu, po przejechaniu 200 kilometrów na czele wyścigu – kręcił głową zawodnik 32-letni kolarz.

Jeśli szukać kolejnych pocieszeń, to Bodnar przegrał z czołowym sprinterem świata – Marcelem Kittelem. Dla Niemca było to piąte zwycięstwo etapowe w tegorocznym Tour de France i czternaste w karierze.

Zmiana lidera

Mimo to Kittel raczej nie będzie się liczył w walce o wygranie całego wyścigu, choć wczoraj w końcu doszło do przetasowań na samym szczycie. Michał Kwiatkowski pomagał, jak mógł, Froome’owi, ale strata Brytyjczyka była za duża. Lider Teamu Sky wjechał na metę siódmy, a etap wygrał Francuz Romain Bardet.

Równie szczęśliwy po zakończeniu etapu był Włoch Fabio Aru, który zajął trzecią pozycję, ale z taką przewagą nad Froome’em, że przejął od niego żółtą koszulkę lidera.

– To był bardzo, bardzo trudny finisz, ale przed nami jeszcze długa droga. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Trudno, teraz czeka nas niesamowita walka aż na Pola Elizejskie – podkreślał Froome.

Froome będzie ścigał lidera w dzisiejszym etapie górskim po Pirenejach z Saint-Girons do Foix (101 km).

Klasyfikacja generalna:

  1. Fabio Aru
  2. Christopher Froome
  3. Romain Bardet

  1. Paweł Poljański
  2. Michał Kwiatkowski
  3. Maciej Bodnar

 

Klasyfikacja sprinterów (zielona koszulka sponsorowana przez ŠKODĘ):

  1. Marcelo Kittel
  2. Michael Matthews
  3. André Grepiel

 

(źródło zdjęć: http://www.letour.fr © ASO/Alex BROADWAY)