Trudno w to uwierzyć, ale kiedyś kolarze wstydzili się tego koloru, a dziś wylewają za niego litry potu. Żółta koszulka – na początku powód do żartów, teraz marzenie każdego zawodnika na Tour de France. Może prawie każdego, bo niektórzy od początku celują w zieloną, białą, a nawet tą upstrzoną grochami.
Czemu żółty, a nie niebieski, czerwony czy purpurowy? Wyjaśnienia są dwa. To najbardziej popularne prowadzi do gazety L’Auto, która patronowała wyścigowi. Była wydawana właśnie na żółtym papierze, więc żółta koszulka miała do tego nawiązywać.
Drugie wyjaśnienie jest mniej marketingowe, a bardziej praktyczne. Po prostu – na początku TdF niewielu zawodników jeździło w żółtych koszulkach, więc założenie tego koloru wyróżniało lidera.
Kanarek nie zdążył do kuźni
Pierwszym szczęśliwcem w żółtej koszulce na Tour de France (w 1919 r.) był Eugene Christophe, choć sam zawodnik z tego powodu nie był szczęśliwy, bo zamiast dumnie pedałować w trykocie lidera, musiał wysłuchiwać kibiców, którzy nabijali się z jego stroju udając… dźwięki wydawane przez kanarka.
Christophe poskarżył się organizatorom zawodów, ale ci byli nieugięci, ponieważ przyjmowali także skargi od kibiców. – Jak w peletonie mamy wyłowić lidera, skoro wszyscy wyglądają bardzo podobnie? – mieli narzekać fani kolarstwa.
Christophe koszulki lidera nie dowiózł jednak do końca wyścigu, bo… złamał widelec i choć najbliższa kuźnia była oddalona o kilometr (tak w tamtych czasach serwisowano rowery…), to na końcu jego strata do zwycięzcy wyniosła aż dwie i pół godziny.
Dziś nie dość, że duma rozpiera zawodnika z żółtą koszulką, to jeszcze radują się jego księgowi. Zwycięzca wyścigu otrzymuje bowiem blisko dwa miliony złotych.
Wielka szansa na rekord zielonej koszulki
Część kolarzy na Tour de France z góry jednak zakłada, że w żółtym nie będzie im do twarzy. To znaczy muszą tak założyć, bo np. zespół jedzie na konkretnego lidera lub nie są zawodnikami wszechstronnymi. Dlatego wprowadzono dodatkowe klasyfikacje i dodatkowe koszulki.
Na najlepszego sprintera co roku czeka zielona koszulka. Jej sponsorem jest Škoda, która od lat angażuje się w popularyzację kolarstwa, a wielkim i prestiżowym krokiem było właśnie „przejęcie” zielonej koszulki.
Na Tour de France w tym trykocie jedzie lider klasyfikacji punktowej, który może powiększyć dorobek na końcu każdego wyścigu (liczba przyznawanych punktów zależna jest od typu etapu i ukształtowania trasy). Punkty otrzymuje się także za lotne premie.
Zielona koszulka na Tour de France zadebiutowała w 1953 r. Do tej pory najczęściej wyjeżdżał w niej z Francji Niemiec Erik Zabel (wygrywał klasyfikację w latach 1996 – 2001), ale w tym roku ten świetny wynik może wyrównać Peter Sagan, który ma na koncie pięć kolejnych zwycięstw.
Nagroda za pracowitość na Tour de France
Jeśli kiedyś śmiano się z koszulki żółtej, to co musiał przeżywać kolarz, który po raz pierwszy w 1933 r. przemykał po trasie w białej koszulce w czerwone grochy? Dziś to już jednak powód do dumy, bo taki trykot oznacza najlepszego zawodnika w klasyfikacji górskiej. Jak go zdobyć? W teorii to proste – należy uzbierać jak najwięcej punktów na premiach górskich. W praktyce? Zapytajcie Rafała Majki, który w poprzednim roku z gracją kota, ambicją lwa i pracowitością mrówki wspinał się po francuskich szczytach i po raz drugi w karierze wygrał klasyfikację górską (wcześniej w 2014 r.).
Właściciele koszulki zielonej i białej w czerwone grochy na koniec wyścigu dostają po ok. 100 tys. zł.
Jakieś 20 tys. zł mniej i białą koszulkę otrzymuje zawodnik, który skończy wielkie ściganie na najwyższym miejscu spośród kolarskich młodzianów, czyli zawodników do 25. roku życia. Tu o kolejności decyduje czas z klasyfikacji generalnej. Biała koszulka dla najlepszego młodzieżowca przyznawana jest od 1978 r.
Jak zdobyć koszulkę?
Z koszulkami Tour de France jest jak z bardzo drogim ciuchem, który nam się podoba. Nie, nie podoba – na który zachorujemy. Wchodzimy do sklepu, przymierzamy, oglądamy z każdej strony. Pokazujemy koleżankom/kolegom, wzdychamy i za kilka dni znów przychodzimy przymierzać/oglądać/wzdychać.
Gdy jednak ta fascynacja ewoluuje, zaczynamy kombinować jak ten bardzo drogi ciuch zdobyć. Więcej pracujemy, więcej odkładamy, odmawiamy sobie przyjemności. Znacie to? Właśnie. To pomyślcie, że kolarz, by zdobyć którąś koszulkę na Tour de France, musi starać się jakieś sto, a może nawet tysiąc razy bardziej. I nie przez tydzień czy miesiąc, ale całą karierę. A i tak nie ma gwarancji, że kiedyś na Tour de France pojedzie w wymarzonym trykocie.
(źródło zdjęć: http://www.letour.fr/ fot. ASO/P.Ballet)