Zapewne słyszeliście już o Robercie z Francji, liczącym 105 lat zjawisku w świecie kolarstwa, który w ostatnim czasie pobił własny rekord najdłuższego dystansu (22,547 km) pokonanego rowerem w ciągu jednej godziny w kategorii 105+. Specjalnie dla Marchanda UCI stworzyła dwie kategorie kolarskie (100+ i 105+) i, co nie dziwi, Robert dominuje w obu. Jeśli czujesz, że właśnie rzucił ci wyzwanie facet w wieku ponad stu lat, przygotuj się na kolejny cios – jego życie jest jeszcze ciekawsze.
Robert urodził się 26 listopada 1911 roku (nawet pisanie o tym to czysta abstrakcja) w Amiens na północy Francji. Zaczął jeździć na rowerze, gdy miał 14 lat, ale ze względu na drobną posturę trener powiedział mu, że powinien zrezygnować z jazdy na rowerze, bo w kolarstwie nigdy niczego nie osiągnie. Początkowo Robert wziął sobie tę radę do serca i zaczął prowadzić urozmaicony tryb życia, który rzucił go do Wenezueli, gdzie pod koniec lat 40. pracował jako kierowca ciężarówki i plantator trzciny cukrowej. Później przeniósł się do Kanady, gdzie zatrudnił się jako drwal.
Ponieważ najwyraźniej mimo wszystko brakowało mu wrażeń, w latach 30. był strażakiem, a w 1936 roku brał czynny udział w strajkach we Francji, które doprowadziły do utworzenia fundamentów ery nowoczesnego francuskiego prawa pracy, a nawet wylądował w więzieniu podczas II wojny światowej, ponieważ nie sprawdził się jako instruktor gimnastyki dzieci hitlerowskich kolaborantów.
W 1960 roku wrócił do Francji i utrzymywał się z różnych prac dorywczych, a później do 1987 roku pracował jako ogrodnik i dystrybutor wina. Potem przypomniał sobie o swoim starym hobby i postanowił wrócić do jazdy na rowerze, gdy miał 67 lat – dlaczego by nie. W wieku 89 lat ukończył 600-kilometrowy wyścig z Bordeaux do Paryża w 36 godzin. W sumie przejechał z Bordeaux do Paryża i z Paryża do Roubaix kilka razy. Pokonał również trasę z Moskwy do Paryża w 1992 roku. A jakże!
Ustanowił swój pierwszy rekord w jeździe przez godzinę z okazji setnych urodzin. W 2012 roku przejechał 24 kilometry i 251 metrów w Aigle. Dwa lata później jechał o 10% szybciej niż wtedy, gdy miał 100 lat. Ten francuski weteran, który najwidoczniej nie zna słowa „emerytura”, jest również rekordzistą na 100 kilometrów w swojej grupie wiekowej. Na torze w Lyonie ukończył 100-kilometrowy wyścig w 4 godziny i 15 minut, jadąc średnio nieco ponad 23 kilometry na godzinę.
Następnie 4 stycznia 2017 roku udało mu się pobić własny rekord. Pytany o motywację, odpowiedział po prostu: „Nie jestem tutaj po to, by bić żadne rekordy. Robię to, aby udowodnić, że w wieku 105 lat nadal można jeździć na rowerze”. Jednak nie stracił zupełnie ducha rywalizacji: „Nie widziałem znaku ostrzegającego, że zostało mi 10 minut do końca” – mówił Marchand po wszystkim. „Inaczej pojechałbym szybciej, miałbym lepszy czas. Teraz czekam na rywala”. Nie, wcale nie zawstydza nas wszystkich na całej linii.
Jak mówi jego trener, Robert nie trzyma formy dzięki stosowaniu skomplikowanych środków – po prostu regularnie sypia, codzienne ćwiczy, również na świeżym powietrzu, je dużo owoców i warzyw, nie pali, od czasu do czasu pije tylko kieliszek czerwonego wina. Może nie każdy z nas chciałby to usłyszeć, ale wszystko sprowadza się właśnie do tego. Zapytany o doping, Robert po prostu śmieje się i mówi, że w jego butelce wody można znaleźć jedynie małą kroplę miodu. Trener Mistler potwierdza: „Gdyby stosował doping, nie byłoby go już tutaj z nami”.
To wzór dla nas wszystkich. Robert Marchand jest z pewnością wygranym w grze całego życia i nie możemy się już doczekać, żeby zobaczyć, co zrobi teraz.