Dla Kwiatkowskiego najważniejszym narzędziem jest urządzenie do pomiaru mocy, czyli bieżące monitorowanie z jaką siłą naciska na pedały. Po co? Żeby w trakcie treningu dokładnie wiedzieć w jakich strefach swojej wydolności przebywa i precyzyjnie realizować zaplanowane ćwiczenia, a w trakcie wyścigu jak ma rozłożyć siły na cały dystans czy pokonywanie danego wzniesienia. Można dać z siebie wszystko już na pierwszym podjeździe górskiego etapu TdF, ale wówczas jest prawie pewne, że na kolejne góry może nie starczyć sił i rywale to wykorzystają. To tak jakby maratończykowi kazać od początku biegu przebierać nogami w tempie 100-metrowca. – Wszyscy zawodowi kolarze korzystają z pomiaru mocy, również dla mnie to podstawowy wyznacznik formy i dyspozycji dnia – przyznaje Kwiatkowski.
Dzięki miernikom watów wiemy jaką moc dobrać, by pokonać górę w danym czasie lub jak dobrać obciążenia podczas jazdy indywidualnej na czas. W trakcie wyścigu trzeba bowiem jechać ekonomicznie i zostawić siły na finisz, a nie „wypruć” się na pierwszych kilometrach, nie mówiąc już o „etapówkach” gdzie zmęczenie rośnie z dnia na dzień. Sprzęt do pomiaru mocy nie jest tani (kosztuje od kilku do kilkunastu tys. zł.). Montuje się go w pedałach, w piaście czy korbie roweru skąd dane przekazywane są do „licznika” (właściwie zaawansowanego mini komputerka) zamocowanego na kierownicy. Po treningu dane przesyła się do specjalistycznej aplikacji i tam analizuje na wszystkie możliwe sposoby, oczywiście robi to najczęściej sztab trenerski.
Bardziej dostępnym i przydatnym sprzętem dla amatora lub półprofesjonalisty jest zestaw do mierzenia tętna. Zawodowcy swoich wyników pilnują jak skarbu (ich wyciek dałby wielką przewagę konkurencji), a amatorom umożliwiają kontrolowanie pracy serca i lepsze przygotowanie treningu. Dzięki temu można poznać granice organizmu oraz sprawdzić jak szybko poprawia się wydolność. A to wszystko pomaga w świadomym treningu. Pulsometry na ogół składają się z pasa na klatkę piersiową oraz zegarka, który wyświetla dane. Najprostszy zestaw można kupić poniżej 100 zł, bardziej zaawansowane kosztują nawet ponad 2000 zł.
Co najważniejsze nawet najprostszy sprzęt może sprawić sporo frajdy amatorom. Wystarczy zaopatrzyć się w prosty licznik (za kilkadziesiąt złotych) lub ściągnąć bezpłatną aplikację na telefon. Dzięki temu poznasz średnią i maksymalną prędkość jazdy, dystans czy przybliżoną liczbę spalonych kalorii. A po treningu możesz pochwalić się osiągnięciami poprzez aplikacje mobilne i portale społecznościowe (np. Strava, Endomondo czy Garmin Connect). Oczywiście zawodowcy i ich sztaby szkoleniowe swoich wyników pilnują jak skarbu (ich wyciek dałby wielką przewagę konkurencji), ale nam nic powinno stać na przeszkodzie żeby pochwalić się swoimi osiągnięciami!