Polak Remigiusz Siudziński we wtorek rozpocznie walkę z morderczym dystansem. Do pokonania ma 4800 km. W upale, deszczu czy burzach. Za dnia i w nocy. Warunki się nie liczą, istotna jest tylko meta. Ma ją przekroczyć po 12 dniach. Rok temu dystans pokonały 2 kobiety i 24 mężczyzn.
Siudziński to normalny facet. Ma dwójkę dzieci, pracuje jako informatyk. Tylko pasję ma rzadko spotykana – uwielbia wyciskać z siebie siódme poty na rowerze. Tak zakochał się w dwóch kółkach, że dziś nie wyobraża sobie bez nich życia, a trening zajmuje mu nawet siedem godzin dziennie. Wszystko po to, by z okazji 40. urodzin przejechać Stany Zjednoczone z zachodniego do wschodniego wybrzeża.
Zamierza spać góra po 2-3 godziny na dobę. Zresztą zdarzyło mu się już zasnąć podczas pedałowania. Gdy czuje zmęczenie, idzie spać. Na kilkanaście minut, a później z powrotem na siodełko i jazda. – Maratończycy rowerowi nie schodzą z rowerów gdy się ściemnia, a jedynie zatrzymują się, żeby z kieszonek wyjąć dodatkowe lampki na rower. W ciemności zwykle odpoczywamy, a ultrakolarz musi „przekonać” swoje ciało do pracy. Pokonać naturalną chęć do snu – pisze Siudziński na swojej stronie internetowej.
Specyficznie będzie wyglądało też spożywanie posiłków. Nie ma czasu na odprężenie przy stole czy spokojne przeżuwanie. Spora część pokarmów będzie przyjmowana w czasie jazdy w postaci płynnych odżywek.
Na trasie nie będzie jednak sam. Towarzyszą mu słuchawki z pobudzającą muzyką, ale również samochód serwisowy, a w nim jego ekipa. Na co dzień pomaga mu brat, ratownik medyczny, trener mentalny, czy student, który zajmuje się serwisowaniem roweru. Podczas wyścigu za ultrakolarzem podąża wóz, który zwraca uwagę na jego jazdę (czasem zawodnik zaczyna jechać „wężykiem” lub widać u niego objawy zmęczenia), przygotowuje sprzęt i – być może przede wszystkim – podtrzymuje na duchu.
Jeśli Siudziński pokona Race Across America 2014, będzie pierwszy Polakiem, któremu się to uda.